Libijski prezydent, który wypowiadał się dla telewizji CBS, "nie ma najmniejszych wątpliwości, że atak na konsulat był z góry zaplanowany przez cudzoziemców". Jako sprawców wskazał "osoby, które przyjechały do Libii kilka miesięcy temu i przygotowywały tę zbrodniczą napaść od chwili przybycia". Jakkolwiek władze libijskie nie znają prawdziwych intencji napastników - dodał Magariaf - z całą pewnością są oni powiązani z Al-Kaidą. Niektórzy przybyli z Algierii i z Mali. - Te zbrodnicze czyny w żadnym sensie nie mają nic wspólnego z aspiracjami i uczuciami narodu libijskiego wobec Stanów Zjednoczonych i ich obywateli - podkreślił prezydent Libii. "Nasze służby zrobią to, co do nich należy" Jednak zapytany, czy przyjazd agentów FBI do Bengazi w celu przeprowadzenia śledztwa byłby bezpieczny, radził, aby jeszcze jakiś czas zaczekali. - Być może lepiej, aby jakąś chwilę, jakiś czas zaczekali, aż my sami, nasze służby zrobią to, co do nich należy - radził Magariaf. Do ataku na biuro konsularne USA w Bengazi doszło we wtorek, na fali rozpoczynających się demonstracji w Libii i Egipcie przeciwko krytyce islamu zawartej w filmie wideo, który ukazywał karykaturalny obraz proroka Mahometa. Ataki te zbiegły się z rocznicą przeprowadzonych 11 września 2011 roku ataków terrorystycznych w USA. Rząd Baracka Obamy wysłał pluton piechoty morskiej do ochrony swych placówek dyplomatycznych w Jemenie oraz dwa okręty wojenne do Libii.