Protasiewicz, który został zatrzymany 23 maja po przymusowym lądowaniu w Mińsku samolotu linii Ryanair i od tamtej pory przebywa w areszcie, w wyemitowanym w czwartek wywiadzie dla stacji ONT ze łzami w oczach wyraził skruchę i zapewnił, że współpracuje ze śledztwem, udzielając wszelkich możliwych informacji. Skrytykował białoruską opozycję, współtworzony przez siebie kanał NEXTA, niezależne media oraz Polskę i Litwę. Zagranicznym rządom zarzucił, że wspierają opozycję dla własnych korzyści politycznych. Białoruskie media niezależne odniosły się do tej rozmowy z dużą rezerwą. Nikt nie powinien wierzyć - Nikt nie powinien wierzyć tym słowom. Zostały wbite do głowy mojego syna nękaniem i torturami - stwierdził ojciec Romana Protasiewicza w wywiadzie dla AFP TV. - W XXI w., w środku Europy został porwany w trakcie lotu. To akt państwowego terroryzmu. Torturowali go, a teraz używają w swoich politycznych gierkach - dodał mężczyzna. Nagranie z wywiadu przeanalizowała organizacja Humans Rights Watch, która mówi o dowodach na znaczną brutalność. Zauważyli, że w momentach, w których Protasiewicz podnosi ręce do twarzy, widać wyraźne obtarcia na nadgarstkach. Ślad prawdopodobnie zostawiły kajdanki. "Powinno to być głównym dowodem prokuratury na tortury i złe traktowanie za dyktatury Aleksandra Łukaszenki" - przekazało HRW w wydanym oświadczeniu. Kolejny wywiad Czwartkowy wywiad był trzecim występem Protasewicza w państwowej telewizji od czasu jego zatrzymania. W rozmowie z ONT Protasiewicz przekazał, że anonimowo uczestniczył w konferencjach na platformie Zoom osób spiskujących przeciwko władzy i dążących do siłowego przewrotu oraz - jak przekonują władze - "fizycznej eliminacji" Alaksandra Łukaszenki. Jak przekonywał, robił to, ponieważ wyznaczono mu rolę łącznika pomiędzy "spiskowcami" a sztabem liderki białoruskiej opozycji Swiatłany Cichanouskiej. Część uczestników tego domniemanego spisku przebywa już w areszcie z zarzutami karnymi. Protasiewicz prosił, by Łukaszenka "znalazł w sobie dość woli i zdecydowania", by nie wydać go tzw. Ługańskiej Republice Ludowej, proklamowanej przez wspieranych przez Rosję separatystów na wschodzie Ukrainy, która poszukuje go za rzekomą walkę (Protasiewicz zaprzeczył tym informacjom) w ukraińskim batalionie Azow w Donbasie. Protasiewicz przedstawił działalność opozycji oraz opozycyjnych kanałów na komunikatorze Telegram jako projekt sponsorowany przez zagraniczne służby, by osłabić Białoruś. Wymienił również nazwiska osób, które, jak przekonywał, były zaangażowane w "organizację i koordynowanie protestów" poprzez czat internetowy. Mówił m.in., że Polska i Litwa, które wspierają białoruską opozycję, robią to, by móc głośno krytykować Rosję i nie musieć przyjmować uchodźców z Bliskiego Wschodu w ramach UE. Jak powiedział, wspieranie "zbiegłych polityków" pozwala Polsce i Litwie na "głośne wystąpienia, którym przyklaskuje kolektywny Zachód". "Szanuję Łukaszenkę" Wywiad Protasiewicza dla ONT, zapowiadany od rana, na bieżąco relacjonowały inne państwowe media oraz prorządowe kanały w Telegramie. Zbliżony do służby prasowej Łukaszenki kanał Puł Pierwogo opublikował fragment, w którym Protasiewicz wyznał, że "szanuje Łukaszenkę" oraz wypowiada się o nim z podziwem. Białoruskie media niezależne odniosły się do wywiadu z dużą rezerwą, biorąc pod uwagę sytuację, w jakiej znajduje się Protasiewicz. On sam zapewniał, że na wywiad zdecydował się bez przymusu. Portal Nasza Niwa zachował zdjęcie z ekranu z ostatnich minut wywiadu, gdy płacząc i kajając się, Protasiewicz podnosi ręce do twarzy. Na jego nadgarstkach widać ciemne ślady. Władze zarzuciły Protasiewiczowi m.in. "organizację zamieszek" i działań poważnie naruszających porządek publiczny oraz szerzenie nienawiści. Komitet Bezpieczeństwa Państwowego (KGB) umieścił go na liście osób "zaangażowanych w terroryzm".