Kenijska Niezależna Komisja Wyborcza podała w sobotę oficjalne wyniki wyborów. Kenyatta - syn pierwszego prezydenta niepodległej Kenii Jomo Kenyatty - w głosowaniu, które odbyło się w poniedziałek, zdobył 50,07 proc. poparcia; czyli jedynie kilka tysięcy głosów zadecydowało o jego wygranej w pierwszej turze.Odinga, obecny premier i główny rywal Kenyatty w wyborach, już zapowiedział, że nie uzna ich wyniku. W sobotę tuż po ogłoszeniu rezultatów nazwał proces liczenia głosów "szalejącym bezprawiem".- Niemal każdy z instrumentów Niezależnej Komisji Wyborczej zawiódł. Ostateczne wyniki są zmanipulowane - oświadczył na konferencji prasowej.Według Odingi uchwalenie nowej konstytucji również nie pomogło w sprawiedliwym procesie wyborczym. - Teraz jest jasne, że konstytucyjnie uregulowany proces wyboru przywódców został skażony - powiedział na konferencji. - My chcemy rządzić jedynie, jeśli chcą tego Kenijczycy. Nie mamy żadnych innych interesów. W 2007 roku nie było możliwości, by dowiedzieć się, kto naprawdę wygrał wybory, myśleliśmy, że taka sytuacja się nie powtórzy, a jednak to się stało. - Dlatego udamy się do sądu, by zmierzyć się z wynikiem ogłoszonym przez Niezależną Komisje Wyborczą. Pozwolimy, by sąd najwyższy ocenił, czy decyzja komisji była właściwa - zapowiedział. Premier Odinga zaapelował również do Kenijczyków o zachowanie spokoju i jedności. "Jakakolwiek przemoc może zniszczyć ten naród na zawsze" - ostrzegł. Według obserwatorów głosowanie przebiegło prawidłowo. - Jesteśmy pod wrażeniem organizacji dnia głosowania. Wszystko było bardzo nowoczesne i profesjonalne - powiedział PAP Krzysztof Lisek, szef misji obserwacyjnej Parlamentu Europejskiego. Niestety zepsuł się nowoczesny, elektroniczny system liczący głosy, który miał wyeliminować możliwość sfałszowania wyników, a tym samym zapewnić przejrzystość i zminimalizować ryzyko zamieszek podobnych do tych, jakie wybuchły w 2007 roku. Głosy były liczone ręcznie, stąd opóźnienie w ogłoszeniu wyników. Po upublicznieniu wstępnych wyników wyborów w nocy z piątku na sobotę w Nairobi zwolennicy Kenyatty bawili się do białego rana, skandując "Uhuru, Uhrur" co w suahili oznacza wolność. Po ulicach stolicy całą noc jeździły samochody, trąbiąc na cześć prezydenta elekta. W Kiberze - slumsach, które są bastionem zwolenników przegranego Odingi położonych niemal w centrum Nairobi, gdzie wybuchły ostre walki po ogłoszeniu wyników w 2007 roku - panuje spokój. Do Kenii płyną również gratulacje. Szef amerykańskiej dyplomacji John Kerry pogratulował Kenijczykom spokojnych wyborów, jednak słowem nie wspomniał o Kenyatcie. Kenyatta i jego kandydat na wiceprezydenta William Ruto oskarżeni są przez Międzynarodowy Trybunał Karny (MTK) o zbrodnie przeciwko ludzkości. Zarzuca się im, że podżegali do przemocy po ogłoszeniu wyników wyborów prezydenckich w 2007 roku, kiedy w walkach między zwolennikami rywalizujących kandydatów zginęło ponad 1000 ludzi, a 300 tys. uciekło ze swoich domów. Kenyatta i Ruto nie przyznają się do winy. Przed wyborami dyplomaci amerykańscy ostrzegali, że Kenijczycy mają prawo sami decydować, kto będzie ich prezydentem, ale będą musieli ponieść konsekwencje tego wyboru. Pod przywództwem Uhuru Kenyatty Kenia może zostać odizolowana na arenie międzynarodowej. Dyplomaci z Unii Europejskiej dość jasno postawili sprawę przed wyborami, zapowiadając, że z prezydentem Kenyattą będą utrzymywać jedynie niezbędne relacje. W sobotę USA i państwa europejskie apelowały o zachowanie spokoju w Kenii. "Wzywamy wszystkie strony i ich sympatyków do pokojowego rozwiązania kwestii spornych dotyczących ogłoszonych rezultatów wyborów prezydenckich i nierozstrzygania ich na ulicy" - napisał w oświadczeniu szef amerykańskiej dyplomacji John Kerry. Również minister spraw zagranicznych Niemiec Guido Westerwelle i sekretarz stanu w brytyjskim MSZ Mark Simmonds pogratulowali Kenijczykom i wezwali, by zwolennicy poszczególnych kandydatów nie sięgali po rozwiązania siłowe. - Gratuluje narodowi kenijskiemu, który skorzystał ze swoich demokratycznych praw - oświadczył Westerwelle i wezwał "wszystkie siły polityczne w Kenii do spokojnego reagowania i zachowania zimnej krwi". Pikanterii politycznej rywalizacji Kenyatty i Odingi dodaje fakt, że podobny konflikt pół wieku temu toczyli ze sobą ich ojcowie: Jomo Kenyatta i Jaramogi Odinga. Wspólnie walczyli oni z Brytyjczykami o niepodległość Kenii. Kenyatta trafił do więzienia, a w geście solidarności z nim Odinga odmówił przyjęcia od Brytyjczyków posady premiera. Uważał, że władza w Kenii należy się Kenyatcie. Ten mianował go najpierw swoim zastępcą, ale już po trzech latach pokłócił się z nim, wyrzucił ze stanowiska i wtrącił do więzienia. Od tamtych czasów Luo znad Jeziora Wiktorii, z których wywodzi się Odinga, uważają, że są w Kenii dyskryminowani i oszukiwani przez najliczniejszą grupę etniczną w Kenii, bogatych i zaradnych Kikuju, do których należy Kenyatta. Z Nairobi Julia Prus