Delisle potwierdził, że sprzedawał informacje Rosjanom przez ponad cztery lata. Oficjalnie kanadyjski rząd nie podaje żadnych informacji poza potwierdzeniem, że oficer przyznał się do stawianych mu zarzutów. Natomiast kanadyjskie media mogły zacząć podawać szczegóły z przesłuchań objęte zakazem publikacji właśnie do chwili przyznania się aresztowanego oficera. Jak napisał dziennik "The Globe and Mail", wyrok w sprawie Delisle'a zapadnie najwcześniej na początku przyszłego roku. Będzie on pierwszą osobą skazaną na podstawie specjalnej ustawy o bezpieczeństwie informacji (Security of Information Act), którą Kanada wprowadziła po 11 września 2001 r. W 2007 r. Delisle przyszedł do ambasady Rosji w Ottawie i poprosił o spotkanie z przedstawicielem wywiadu wojskowego GRU, a podczas rozmowy zaproponował sprzedaż tajnych informacji. Otrzymywał za to 3 tysiące dolarów kanadyjskich miesięcznie. Kiedy zaczął pracować dla Rosjan, był zatrudniony w jednostce, która obserwuje ruch statków na kanadyjskich wodach. Jednostka ta wykorzystuje dane z obserwacji satelitarnej, dronów i urządzeń podwodnych. W Halifaksie mieści się międzynarodowa baza, w której jest dostęp do tajnych danych krajów NATO. Jak opisywała telewizja CBC, w 2009 r. Delisle chciał zakończyć współpracę, ale otrzymał wówczas od Rosjan zdjęcie swojej córki wchodzącej do szkoły. Przekazywał więc dalej informacje. Rosjanie kazali mu też pojechać do Brazylii na spotkanie z jego oficerem prowadzącym. Tam miał otrzymać propozycję prowadzenia współpracy ze wszystkimi tajnymi agentami na większym terenie. Rosjanie zapłacili mu za to 50 tys. dolarów kanadyjskich. Ponieważ jednak do Kanady można wwieźć w gotówce 10 tys. dolarów, Delisle otrzymał większość swojego wynagrodzenia w kartach płatniczych. Gdy wracał do Halifaksu, na lotnisku celnicy zainteresowali się podróżnikiem do Brazylii, który spędził tam zaledwie kilka dni i wrócił z 50 tys. dolarów. Informację o "turyście" przekazali władzom wojskowym - relacjonowała CBC. Zagrożenie jest "bardzo wysokie" Według dziennika "The Globe and Mail" Delisle kopiował przekazywane Rosjanom dane na pendrive'a. Dostarczał informacji dotyczących zarówno kwestii wojskowych, jak i np. przestępczości zorganizowanej, przekazywał też dane kontaktowe pracowników wywiadu. "The Globe and Mail" podał, że Delisle przygotował sobie nawet plan ucieczki z kraju, a Rosjanie podali mu hasła kontaktowe, w razie gdyby musiał się nimi posłużyć w ambasadach Rosji w innych krajach. Dziennik "The National Post" napisał też o sprawach osobistych oficera - Delisle miał problemy ze spłacaniem długów, nie układało mu się małżeństwo. Dziennik podał też, że zadaniem Kanadyjczyka, po nawiązaniu współpracy z rosyjskim wywiadem, było wyszukiwanie informacji, które odnosiły się do Rosji. Dane kopiował w pracy, a z domu wysyłał mailem. Prokurator podkreślał, że Delisle zagroził bezpieczeństwu kanadyjskich źródeł wywiadowczych. Telewizja CTV cytowała anonimowego rozmówcę, który stwierdził, że zagrożenie wynikające z przekazywania informacji Rosjanom jest "bardzo wysokie". Tuż przed zatrzymaniem Delisle'a w styczniu ambasadę Rosji w Ottawie opuściło dwóch dyplomatów. Ambasada zaprzeczała wówczas, że dyplomaci zostali zmuszeni do opuszczenia Kanady, zaś kanadyjski rząd uchylił się od komentarzy, powołując się na kwestie bezpieczeństwa. Kanadyjskie media komentowały, że sprawa oficera z Halifaksu może być największą aferą szpiegowską w Kanadzie od ponad 50 lat.