Odpowiedź Unii może zszokować Trumpa. "Opcja atomowa"
Swoją ofensywą celną Donald Trump nie zaskoczył Unii Europejskiej. Rozmówcy Interii z europarlamentu zapowiadają natomiast, że siła odpowiedzi może go bardzo zdziwić. Wspominają też o "opcji atomowej", której UE może w ostateczności użyć przeciwko Stanom Zjednoczonym. - Dotknęłaby bliskich współpracowników Trumpa i oni bardzo się tego boją. I słusznie, bo bardzo mocno by ich to zabolało - mówi europosłanka Koalicji Obywatelskiej Elżbieta Łukacijewska.

Mówi Krzysztof Śmiszek, europoseł Lewicy: - Donald Trump zachowuje się jak polski biznesmen w białych skarpetkach z początku lat 90. Ale jestem przekonany, że UE sobie z nim poradzi. Unia w ostatnich latach bardzo dynamicznie się zmienia. Przechodzimy kolejne kryzysy, ale dostosowujemy się do nich.
Wątpliwości nie ma też Elżbieta Łukacijewska, europarlamentarzysta Koalicji Obywatelskiej. - Najwyższa pora, żeby UE zrozumiała, że trzeba być silnym i lepiej zadbać o swoje wewnętrzne rynki - mówi Interii. I dodaje: - Trump nie rozumie innego języka niż język siły, więc nie możemy być delikatni i zachowywać się jak cnotliwa panienka czy miękiszon. UE musi dbać o swój rynek, swoje miejsca pracy, swoją konkurencyjność.
O rozwagę i spokój apeluje natomiast partyjny kolega Łukacijewskiej - Bartosz Arłukowicz. - Decyzje Trumpa nie sprzyjają współpracy z Europą, a kluczem dla bezpieczeństwa w globalnej polityce jest bardzo bliska współpraca Europy ze Stanami Zjednoczonymi - uważa europoseł KO. - Kluczem jest to, żebyśmy potrafili zbudować dobre relacje finansowe i gospodarcze, a także wspólne bezpieczeństwo, między Europą i Stanami Zjednoczonymi - nie ma wątpliwości polityk.
Cła na przyjaciół, na wrogów już nie
10 proc. wyjściowo dla każdego partnera handlowego Stanów Zjednoczonych i odpowiednio wyższe wartości dla tych państw, które administracja Donalda Trumpa uznała za "największych przestępców", jeśli chodzi o (rzekomo) nieuczciwe praktyki handlowe wobec Ameryki. Tyle mają wynosić tzw. cła wzajemne, które Trump ogłosił podczas konferencji prasowej w Białym Domu.

- Mam bardzo dobre wiadomości. To jest dzień wyzwolenia, czekaliśmy na to długi czas. 2 kwietnia 2025 roku zostanie zapamiętany jako dzień, w którym odrodził się amerykański przemysł - zachwalał swoją inicjatywę polityk. Podkreślił też, że "to jeden z najważniejszych dni w historii Ameryki".
Tym sposobem kraje takie jak Szwajcaria, Indonezja, Tajwan, Chiny, Tajlandia, Bangladesz czy Wietnam zostaną objęte cłami o wysokości między 31 (Szwajcaria) a 46 proc. (Wietnam). Rekordzistami i tak jednak nie są, bo to miano przypada Laosowi (48 proc.) i Kambodży (49).
Co ważne, Trump nie oszczędził nawet najbliższych sojuszników Ameryki. Na Koreę Południową nałożył cła w wysokości 25, a na Japonię 24 proc. Australia i Wielka Brytania - po 10 proc. Unię Europejską amerykański przywódca obłożył 20 proc. cłem.
Podatek cyfrowy jest opcją atomową w rękach UE. Jednak jak ktoś wali nas maczugą, to my nie możemy rozkładać bezradnie rąk
Na liście "ukaranych" państw próżno jednak szukać Białorusi, Rosji czy Korei Północnej. Oficjalnie: bo Stany Zjednoczone praktycznie nie prowadzą z nimi wymiany handlowej. Jednak to tłumaczenie nie przekonuje polityków od Londynu po Tokio, a jest odczytywane jako symbol politycznej linii administracji Trumpa.
Nóż w plecy od "najstarszego sojusznika"
Chociaż na giełdach ruch Donalda Trumpa wywołał ogromne emocje, to w Unii Europejskiej nikogo nie zaskoczył. Trudno, by było inaczej, skoro amerykański prezydent od wielu tygodni nie krył się ze swoimi zamiarami. To jednak sprawia, że zamiast paniki w Brukseli jest chłodna strategia działania, która ma zabezpieczyć unijnej interesy.
- Wiem, że wielu z was czuje się zawiedzionych przez naszego najstarszego sojusznika - tymi słowami decyzję Trumpa skomentowała przewodnicząca Komisji Europejskiej. Ursula von der Leyen uspokoiła też Europejczyków, że UE będzie negocjować do końca w obecnej sytuacji, ale jeśli rozmowy z Amerykanami zakończą się fiaskiem, to jest gotowa do podjęcia środków zaradczych wobec Stanów Zjednoczonych. - Europa ma wszystko, czego potrzebuje, aby przetrwać burzę. Jesteśmy w tym razem - podkreśliła niemiecka polityczka.
W podobnym - spokojny, ale stanowczym - tonie ocenił sytuację szef Rady Europejskiej Antonio Costa. "Handel jest potężnym motorem globalnego dobrobytu. UE pozostanie zagorzałą orędowniczką wolnego i uczciwego handlu" - napisał w oświadczeniu dotyczącym ofensywy celnej Białego Domu. "Będziemy współpracować ze wszystkimi partnerami oraz nadal wzmacniać i rozwijać nasze połączenia handlowe. Nadszedł czas na ratyfikację porozumień z Mercosurem i Meksykiem oraz na zdecydowane przejście do negocjacji z Indiami i innymi kluczowymi partnerami" - zaapelował Portugalczyk.
"Trump rozpoczął wojnę celną, więc będzie ją mieć"
Rozmówcy Interii z europarlamentu nie rozdzierają szat z powodu decyzji Donalda Trumpa. Zgodnie podkreślają, że UE przygotowywała się na tę chwilę od momentu wygrania przez niego wyborów w listopadzie ubiegłego roku.

- Na brukselskich korytarzach od tygodni mówiło się, że Trump musi się na czymś wybić, pokazać swoją sprawczość. Wybrał wojnę celną, bo jest to najłatwiejsze do wytłumaczenia dla jego wyborców - powie, że chroni amerykański rynek i nakłada wysokie cła na obce towary i usługi - mówi Interii europoseł Krzysztof Śmiszek.
Zaznacza jednak: - Odpowiedź UE jest jednoznaczna: Trump rozpoczął wojnę celną, więc będzie ją mieć. UE na pewno nie będzie chłopcem do bicia. Dzisiaj stosowanie XIX-wiecznych metod wojen gospodarczych w ogóle się nie sprawdza.
- Największe zaskoczenie jest takie, że Trump cłami objął wszystkich przyjaciół i sojuszników, a nie objął nimi Rosji. Nie wiadomo, co dalej, może to będzie oznaczać otwarcie rynku amerykańskiego dla rosyjskich produktów i odwrotnie? - zastanawia się Elżbieta Łukacijewska. Europosłanka KO podkreśla jednak, że "UE musi się odnaleźć w realiach narzuconych przez Trumpa. Nie ma wyjścia".
Na stole jest też, chociażby kwestia importowanych z Ameryki ropy i gazu ziemnego. Tu jest duże pole do manewru - można zwiększyć zakupowane w Stanach Zjednoczonych zasoby, ale można też zakupić je w innych częściach świata
O to, że się w tym realiach odnajdzie, spokojny jest Krzysztof Hetman. Wiceprezes PSL przypomina, że to nie pierwszy raz, kiedy Trump nakłada na UE cła. Wcześniej zastosował podobny mechanizm w 2018 i 2019 roku. Europoseł ludowców zaznacza, że także wówczas ruch Trumpa "spowodował tylko to, że przewidywany wzrost gospodarczy Stanów Zjednoczonych był niższy". - Teraz też można się tego spodziewać. Oczywiście na cłach tracą obie strony, bo to jest zwyczajny podatek, który zapłacą konsumenci, przemysł i przedsiębiorcy - dodaje polityk.
Politycy, z którymi rozmawiamy o nowej strategii Trumpa, są jednak zgodni, że UE musi zachować spokój i korzystać z możliwości negocjacji tak długo, jak będzie to rokować na osiągnięcie porozumienia.
Spokój jest tym ważniejszy, że Trump niejednokrotnie już wykazywał się zmiennością nastrojów, decyzji czy nawet całych strategii. Nie ma żadnej gwarancji, że w tym wypadku nie będzie inaczej. - Myślę, że jak amerykańskie społeczeństwo i amerykański biznes przekonają się o tym, a moim zdaniem nastąpi to szybko, to administracja amerykańska może rakiem z nałożonych ceł się wycofywać - przewiduje poseł Hetman.
"Opcja atomowa" leży na stole
Unia pod uwagę bierze też jednak scenariusz, w którym negocjacje nie przynoszą powodzenia i konieczne będzie sięgnięcie po adekwatną odpowiedź wobec Stanów Zjednoczonych. - Jeśli rozmowy zawiodą, to nie będą mieć innego wyjścia, niż uderzyć mocno - mówi wprost Elżbieta Łukacijewska.
Jak miałoby takie uderzenie wyglądać? Nasi rozmówcy przyznają, że w Brukseli i Strasburgu poza standardowymi odpowiedziami wymierzonymi w konkretne obszary amerykańskiej gospodarki - na razie mówi się zwłaszcza o produktach rolnych, stali i aluminium - słychać też o dwóch niestandardowych posunięciach.

Pierwszym z nich jest podatek od rynku cyfrowego, czyli w głównej mierze od wszystkich amerykańskich gigantów technologicznych. - Podatek cyfrowy jest opcją atomową w rękach UE. Jednak jak ktoś wali nas maczugą, to my nie możemy rozkładać bezradnie rąk - ocenia posłanka Łukacijewska. I dodaje: - Ta broń dotknęłaby bliskich współpracowników Trumpa i oni bardzo się tego boją. I słusznie, bo bardzo mocno by ich to zabolało.
Poseł Hetman wskazuje też jednak na drugi, nieco mniej oczywisty sektor amerykańskiej gospodarki, w który Unia może wymierzy bardzo dotkliwy cios. - Na stole jest też, chociażby kwestia importowanych z Ameryki ropy i gazu ziemnego. Tu jest duże pole do manewru - można zwiększyć zakupowane w Stanach Zjednoczonych zasoby, ale można też zakupić je w innych częściach świata - analizuje polityk ludowców.
W swoich kalkulacjach UE musi brać też pod uwagę pewien arcyważny czynnik. Jeszcze zanim Trump ruszył z swoją ofensywą celną, UE była de facto w stanie wojny handlowej z Chinami. Teraz najpewniej czeka ją walka na dwóch frontach z dwiema najpotężniejszymi gospodarkami globu. Chociaż UE jako całość też jest gospodarczą potęgą, to taka sytuacja stanowi dla niej nie lada wyzwanie.
- Ta wymiana ciosów żadnej ze stron się nie opłaca - nie ma wątpliwości poseł Hetman. Natomiast posłanka Łukacijewska uważa, że "wbrew pozorom Trump i jego działania mogą wywołać skutek odwrotny od zamierzonego, czyli skonsolidować i wzmocnić UE". - Patrząc na ludzi tutaj w Brukseli i Strasburgu - polityków, urzędników, ekspertów - większość mówi: bądźmy dumną Europą, nie dajmy sobą pomiatać, nie dajmy sobie wmawiać, że kogoś okradamy - podsumowuje polityczka KO.