Jak się okazało, łódź Bee zepsuła się i zaczęła dryfować. W nocy z piątku na sobotę sytuacja stała się o wiele poważniejsza, ponieważ Sea Ray zaczął nabierać wody i tonąć. Gdy łódź znalazła się prawie całkowicie pod powierzchnią, 62-latkowi udało się wspiąć na wciąż wystający z wody dziób. Tam spędził ostatecznie kilkadziesiąt godzin. Szczęśliwie dla mężczyzny w niedzielę, rozbitka kurczowo trzymającego się wystającego z wody fragmentu łodzi, zauważyła załoga transportowca Angels. Bee również zauważył statek i by zwrócić na siebie uwagę, zaczął machać koszulą. Tuż przed południem przemoczony i wyczerpany Bee stanął na pokładzie Angels. "To niezwykła historia. Jesteśmy bardzo wdzięczni załodze Angels za to, że byli czujni i dostrzegli rozbitka" - tak akcję ratunkową skomentowała amerykańska straż przybrzeżna, która w akcję ratunkową zaangażowała między innymi samolot zwiadowcze.