Wszystko wskazuje na to, że domowej roboty spadochron albo nie otworzył się, albo nie był wystarczająco solidnej konstrukcji. Ciało wbiło się w ziemię - do tego stopnia, że nad ziemię wystawały tylko ręce i kolana. Według kapitana uprowadzonego samolotu porywacz był desperatem - zdradzonym i porzuconym przez żonę, która uciekła z policjantem. Tożsamość mężczyzny wciąż nie jest znana, gdyż znaleziono przy nim dokumenty - wystawione na dwa różne nazwiska.