Głównym wydarzeniem politycznym roku nad Sekwaną było objęcie najwyższego urzędu w państwie przez socjalistę Hollande'a. Wygrał on 6 maja drugą turę wyborów prezydenckich, pokonując ubiegającego się o reelekcję Sarkozy'ego z prawicowej Unii na Rzecz Ruchu Ludowego (UMP). Dopełnieniem triumfu lewicy było jej zwycięstwo w czerwcowych wyborach parlamentarnych. W głosowaniu do Zgromadzenia Narodowego francuscy socjaliści zdobyli absolutną większość. Dotychczas rządząca UMP znalazła się w opozycji. Hollande wraz z rządem pod wodzą Jean-Marca Ayraulta zabrali się zaraz po objęciu władzy do wprowadzenia pakietu reform antykryzysowych. Mają one obniżyć deficyt budżetowy z około 4,5 proc. PKB w chwili obecnej do 3 proc. w końcu 2013 roku oraz zmniejszyć rekordowy dług państwa sięgający już 90 proc. PKB. Priorytetami nowej ekipy rządowej są też: zahamowanie bezrobocia przekraczającego już 10 proc. oraz pobudzenie rachitycznego wzrostu gospodarczego. Wyrazem polityki zaciskania pasa był przyjęty 20 grudnia przez Zgromadzenie Narodowe budżet na 2013 rok, który przewiduje rekordowe oszczędności na sumę ponad 30 mld euro. Ustawa budżetowa zakłada m. in. 20 mld euro wpływów z nowych obciążeń fiskalnych, którymi obłożone będą gospodarstwa domowe i przedsiębiorstwa (odpowiednio po 10 mld euro) oraz dalsze 10 mld euro oszczędności w wydatkach państwa. Zgodnie z obietnicami wyborczymi Hollande nałożył nowe obciążenia na najbogatszych, w tym 75-proc. podatek od dochodów indywidualnych przekraczających 1 mln euro rocznie. Niemal jednocześnie rząd przeforsował tzw. pakt dla konkurencyjności. Zgodnie z nim francuscy przedsiębiorcy otrzymają w ciągu najbliższych trzech lat ulgi podatkowe o łącznej kwocie 20 mld euro; koszty tej operacji pokryje podwyżka VAT oraz 10 mld euro dodatkowych cięć w wydatkach państwa. Znany z niezależności publicysta Alain Duhamel zauważył w dzienniku "Liberation", że kryzys gospodarczy zmusił Hollande'a do zmiany orientacji - z klasycznie lewicowej na "socjalliberalną". Według komentatora prezydent sprzeciwił się dogmatom swojej partii forsując pakt dla konkurencyjności i tnąc wydatki publiczne. Jak powiedział politolog Bruno Cautres z CEVIPOF (Ośrodek Badań Politycznych Sciences w Paryżu), w pierwszych miesiącach rządów prezydent spełnił już sporą część obietnic z kampanii wyborczej. Przeprowadził m. in. korektę ogromnie kontrowersyjnej reformy emerytalnej Sarkozy'ego z 2010 roku podnoszącej wiek emerytalny z 60 do 62 lat. Jednym ze sztandarowych osiągnięć pierwszego półrocza rządów lewicy było przyjęcie programu walki z bezrobociem wśród młodych, tzw. "Zawodów Przyszłości". Plan zakłada dofinansowanie przez państwo w ciągu dwóch lat 150 tys. etatów dla nisko wykwalifikowanych osób w wieku od 16 do 25 lat. Radykalnie inne metody Jak zauważa Cautres, styl przeprowadzania reform przez Hollande'a jest "radykalnie inny" od metod jego poprzednika - preferującego "wodzowską" postawę i brylującego w mediach Nicolasa Sarkozy'ego. Jako "prezydent normalny" (hasło wyborcze Hollande'a) - socjalista próbuje przekonać, że wszystkie decyzje podejmuje bez pośpiechu i po konsultacji z otoczeniem, w tym zwłaszcza z premierem. Mimo ostatnich prób zmiany wizerunku na bardziej dynamiczny, prezydent i premier od wielu miesięcy tracą poparcie swoich rodaków. Według ostatniego sondażu ośrodka Ifop z połowy grudnia, tylko 37 proc. Francuzów jest zadowolonych z poczynań Hollande'a, a 35 proc. - Ayraulta. Według specjalistów na spadku tych notowań odbija się przede wszystkim pogorszenie stanu gospodarki, w tym najwyższe od 13 lat bezrobocie. Zdaniem Cautresa, socjaliści płacą także swoimi notowaniami za wcześniejsze "niejednoznaczne deklaracje wyborcze". - Po głosowaniu wiele iluzji upadło. Dopiero wtedy lewicowi wyborcy zorientowali się, że zwycięstwo Hollande'a oznacza ogromne oszczędności, podwyżkę podatków, cięcie wydatków publicznych, w tym mniejsze zatrudnienie w sektorze budżetowym (z wyjatkiem szkolnictwa) czy zamrożenie płac urzędników na kolejne lata - zauważył Cautres. Dodał, że na niskim poparciu dla prezydenta waży też to, że jest on "postrzegany przez wielu jako polityk wahający się, z trudem podejmujący decyzje". W sferze walki z kryzysem w UE eksperci zwracają uwagę, że lewica w dużej mierze kontynuuje działania kadencji Sarkozy'ego. Politolog Philippe Moreau Defarges powiedział, że pierwsze półrocze rządów socjalistycznych uspokoiły tych, którzy obawiali się konfliktu Paryża z Berlinem o pakt fiskalny UE. Według Moreau Defargesa fakt, że prezydent francuski odstąpił od swoich wyborczych zapowiedzi "renegocjacji" paktu fiskalnego, jest pozytywny, gdyż "dowodzi liczenia się przez niego z realiami". Opozycja w rozsypce Tymczasem po przejęciu władzy we Francji przez socjalistów nastąpił chaos po prawej stronie sceny politycznej. Największa siła opozycyjna - UMP utraciła dotychczasowego niekwestionowanego lidera - Sarkozy'ego, który po porażce w wyborach prezydenckich wycofał się z polityki. W wyniku listopadowych partyjnych wyborów nowym szefem ugrupowania został Jean-Francois Cope; jednak jego rywal, były premier Francois Fillon zakwestionował ten werdykt. Obaj liderzy zarzucili sobie wzajemnie fałszerstwa i nieprawidłowości. Ugrupowanie stanęło na krawędzi rozpadu, gdy Fillon utworzył w końcu listopada osobny klub w parlamencie. Po trwających tygodnie negocjacjach Cope i Fillon ogłosili w połowie grudnia kompromis przewidujący, że we wrześniu 2013 roku odbędą się nowe wybory szefa UMP. Jak podkreśla Bruno Cautres, kompromitacja liderów UMP podkopuje jeszcze zaufanie Francuzów do polityków, choć już teraz wizerunek tych ostatnich wśród rodaków "jest dramatycznie zły". Inną rozważaną we Francji kwestią jest to, czy w obliczu rosnącego chaosu wewnątrz centroprawicy może dojść do politycznego come backu Nicolasa Sarkozy'ego. - Wydaje się, że Sarkozy zajmuje teraz pozycję wyczekującą: "wait and see" (ang. "czekaj i patrz"). Nie ma jednak wątpliwości, że chętnie weźmie rewanż za niedawną porażkę, jeśli tylko nadarzą się po temu stosowne okoliczności - dodał Cautres. Jednak według Cautresa, taki scenariusz jest możliwy nie wcześniej niż w za dwa-trzy lata, czyli przed kolejnymi wyborami prezydenckimi we Francji w 2017 roku.