Dziewięciu obywateli Korei Północnej, w wieku od 15 do 23 lat, uciekło z ojczyzny w zeszłym miesiącu przez Chiny. 16 maja grupa siedmiu mężczyzn i dwóch kobiet została zatrzymana w komunistycznym Laosie. Władze tego kraju w poniedziałek wysłały uciekinierów do Chin, skąd trafili do Pjongjangu.- Laos i Chiny pokazały, że prawa człowieka są im całkowicie obojętne, gdyż (...) nie wypełniły swojego obowiązku dotyczącego udzielenia im statusu uchodźcy - powiedział wiceszef organizacji Human Rights Watch na Azję Phil Robertson. Ministerstwo spraw zagranicznych w Seulu znalazło się pod ogniem krytyki, ponieważ południowokoreańska ambasada w Wientianie wiedziała o aresztowaniu dziewięciu młodych osób, ale nie była w stanie zapobiec ich repatriacji do Korei Północnej. "Ambasada południowokoreańska w Laosie powinna ponieść odpowiedzialność za ten straszny powrót do ojczyny"- napisał dziennik "JoongAng" w artykule redakcyjnym. Z kolei według gazety "Dong-A Ilbo", która powołuje się na anonimowe źródło dyplomatyczne, jeden z uciekinierów jest synem Japonki porwanej przez Koreę Północą w latach 70. Seul zwrócił się do agend ONZ o pomoc w zapewnieniu bezpieczeństwa dziewięciu Koreańczykom z Północy - pisze agencja Yonhap, powołując się na przedstawiciela południowokoreańskiego MSZ. Od 1953 r., gdy oba państwa koreańskie podpisały rozejm kończący wojnę koreańską, do Korei Południowej uciekło ok. 25 tys. osób z Północy. Koreańczycy z Północy najczęściej uciekają z kraju przez granicę z Chinami, by następnie przez inne kraje dotrzeć do Korei Południowej. Dotychczas Laos był traktowany przez uciekinierów jako kraj bezpieczny. Pekin, będący jednym z niewielu sojuszników politycznych Phenianu, traktuje Koreańczyków z Północy jako osoby uciekające przed biedą, a nie uchodźców politycznych. W przypadku zatrzymania przez chińską policję uciekinierzy są odsyłani do Korei Północnej, gdzie grozi im więzienie, tortury, a nawet śmierć.