W deklaracji przedstawionej dziennikarzom składająca się z 15 państw Rada przypomniała też zasadę nienaruszalności misji dyplomatycznych, obowiązującą zgodnie z konwencjami międzynarodowymi, ale jednocześnie powitała z zadowoleniem kroki podjęte przez władze serbskie w celu przywrócenia porządku. Jednomyślne oświadczenie zostało przyjęte na wniosek przedstawiciela Stanów Zjednoczonych ambasadora Zalmaya Khalilzada, który wyraził oburzenie z powodu ataków i wezwał do ich potępienia. Ataki te, skierowane były przede wszystkim przeciwko ambasadzie Stanów Zjednoczonych, ale przedmiotem aktów wandalizmu były także placówki Niemiec, Chorwacji i W.Brytanii, o czym poinformowały władze tych krajów, a także Turcji i Bośni, o czym poinformowały lokalne media. Czwartkowe ataki w Belgradzie wywołały gniewną reakcję ze strony najwyższych czynników amerykańskich - Białego Domu i Departamentu Stanu, a także potępienie i ostrą krytykę ze strony innych rządów i czynników międzynarodowych. Biały Dom oświadczył, że ambasada USA w stolicy Serbii Belgradzie została "zaatakowana pprzez zbirów". W wypowiedzi dla prasy przekazanej na pokładzie "Air Force One", czyli samolotu prezydenta USA George'a W. Busha, Biały Dom poinformował, że Stany Zjednoczone wyraziły swe "zaniepokojenie i niezadowolenie" wobec rządu Serbii. W czwartek najgroźniejsze wydarzenia rozegrały się pod ambasadą Stanów Zjednoczonych. Demonstranci serbscy protestujący przeciwko poparciu Zachodu dla niepodległości Kosowa wdarli się do niej i podpalili niektóre pomieszczenia. Interwencja policji serbskiej była opóźniona, po niej doszło pod ambasadą do bijatyk i starć miedzy napastnikami a policją. W ataku na ambasadę amerykańską wzięło udział ponad 300 osób, które z kijami i metalowymi prętami wdarły się do budynku w centrum Belgradu, wybijając okna, wyważając drzwi i rzucając koktajle Mołotowa. Jedno z pomieszczeń biurowych stanęło w płomieniach. Interwencja sił policyjnych nastąpiła dopiero po pół godzinie - trzech kwadransach. W budynku ambasady zaatakowanym przez tłum demonstrantów znaleziono zwęglone ciało. Nie należy ono do żadnego z pracowników ambasady amerykańskiej - zapewnił rzecznik ambasady. Policja serbska była zaskoczona rozmiarami czwartkowych demonstracji przeciwko proklamacji niepodległości Kosowa, w których wzięło udział ok. 200 tys. osób, atakujących również Zachód za popieranie tej proklamacji. Były to największe protesty od 2000 roku, kiedy to demonstranci wtargnęli do gmachu parlamentu dawnej Jugosławii, by usunąć ówczesnego przywódcę, nacjonalistę Slobodana Miloszevicia, odpowiedzialnego za poprzednie konflikty zbrojne na obszarze byłej Jugosławii. Minister spraw zagranicznych Serbii Vuk Jeremić wyraził ubolewanie z powodu czwartkowych ataków na ambasady i przedstawicielstwa zagranicznych firm w Belgradzie i oświadczył, że były to akty nie do przyjęcia, dokonane przez ekstremistów. Fala oburzenia w skali międzynarodowej skłoniła oficjalne czynniki serbskie do tłumaczenia zaistniałej sytuacji i wyrażenia ubolewania z powodu - jak podkreślono - działań pojedynczych wandali. - Szkodzą one wizerunkowi Serbii za granicą i nie odzwierciedlają zbiorowych odczuć narodu serbskiego - powiedział Jeremić w wywiadzie dla Reutera, nadanym ok. północy. - Serbski rząd zajmuje niewzruszone stanowisko, że nie będzie zezwolenia na akty przemocy na ulicach Belgradu ani gdziekolwiek indziej w Serbii - powiedział szef serbskiej dyplomacji.