W czasie ogłaszania decyzji przed budynkiem rosyjskiego sądu trwał protest. "Hańba!" - krzyczeli zgromadzeni. "To wszystko wychodzi już poza granice zdrowego rozsądku" - oburzał się jeden z obrońców Pussy Riot, którzy licznie zebrali się pod budynkiem sądu. Ale przyszli też tacy, którzy karę więzienia dla młodych dziewczyn uważają za sprawiedliwą. "One obraziły moje uczucia. To, co zrobiły, to zdrada narodu" - twierdził Konstantin, który razem z kolegami śpiewał pieśni religijne. Podczas protestów zatrzymano kilkadziesiąt osób, w tym także opozycyjnych liderów. Oburzenie Zachodu Wczorajszy wyrok jest głównym tematem rosyjskich mediów. Zachód uznał wyrok dwóch lat łagru za zaśpiewanie w cerkwi "Bogurodzico, przegoń Putina" za niewspółmiernie surowy do czynu. Zachód jednogłośnie zareagował na wyrok rosyjskiego sądu. Szefowa unijnej dyplomacji Catherine Ashton jest przekonana, że jest on wymierzony w opozycję. Kanclerz Niemiec Angela Merkel uznała go za "niezgodny z demokratycznymi normami", a prezydent Estonii porównał go z "polowaniem na czarownice". W samej Rosji reakcje są bardziej zróżnicowane. Choć Cerkiew prawosławna - wcześniej domagająca się dla Pussy Riot surowej kary - teraz poprosiła władze o miłosierdzie dla członkiń zespołu. Gazeta "Komsomolska prawda" zaznacza, ze prawie 40 procent Rosjan popiera karę więzienia dla trzech niespełna 30-letnich kobiet. Rządowa "Rosijskaja gazieta" cytuje adwokata skazanych, który ocenia, że "wyrok to rzeczywiście powód do skandalu dla wszystkich, którym nie podoba się silna Rosja". "Nowaja Gazieta" zaznacza z kolei, że proces nie miał nic wspólnego z prawem. Dwa lata łagru za piosenkę Chamowniczeski Sąd Rejonowy w Moskwie skazał wczoraj trzy członkinie feministycznej grupy punkrockowej Pussy Riot na kary po dwa lata łagru za "chuligaństwo motywowane nienawiścią religijną". Adwokaci skazanych zapowiedzieli już złożenie apelacji. 22-letnia Nadieżda Tołokonnikowa, 24-letnia Maria Alochina i 29-letnia Jekatierina Samucewicz były wśród pięciu performerek z Pussy Riot, które 21 lutego w moskiewskim Soborze Chrystusa Zbawiciela, najważniejszej świątyni prawosławnej Rosji, wykonały utwór "Bogurodzico, przegoń Putina". W marcu zostały aresztowane. W ich zamyśle był to protest przeciwko powrotowi Władimira Putina na Kreml i poparciu, jakiego w kampanii wyborczej udzielił mu zwierzchnik rosyjskiej Cerkwi prawosławnej Cyryl. Swój występ członkinie Pussy Riot określiły jako "modlitwę punkową". Ochroniarze wyprowadzili wówczas artystki ze świątyni i puścili wolno. Skandal wybuchł dopiero wtedy, gdy członkinie Pussy Riot umieściły w internecie film ze swojego występu. Wśród prawosławnych podniosły się głosy oburzenia. Dziewczęta oskarżono o sprofanowanie świątyni, obrazę uczuć religijnych i szerzenie nienawiści. "Kierowały się motywami nienawiści religijnej" Według sędzi Mariny Syrowej, dziewczęta "weszły w przestępczą zmowę w celu brutalnego naruszenia porządku publicznego". Sędzia uznała też, że członkinie Pussy Riot "kierowały się motywami nienawiści religijnej". Prokurator Aleksiej Nikiforow żądał dla każdej z artystek kary trzech lat pozbawienia wolności. W ocenie prokuratury akcja Pussy Riot była jawnie prowokacyjna i miała na celu wzniecanie nienawiści religijnej oraz obrazę uczuć wierzących. Oskarżone argumentowały, że celem ich występu była krytyka organów władzy, w tym i Cerkwi, a nie obrażanie uczuć wiernych. - Gdybyśmy zaśpiewały "Bogurodzico, strzeż Putina!", to na pewno nie zasiadłybyśmy na tej ławie - oświadczyła Samucewicz. Ukarania członkiń grupy osobiście zażądał patriarcha moskiewski i całej Rusi Cyryl, w ocenie którego zbezcześciły one świątynię.