Sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg, który złożył w tym tygodniu wizytę w Warszawie, zapowiedział, że Sojusz Północnoatlantycki wyśle dwóch obserwatorów na rosyjsko-białoruskie manewry Zapad'17, które odbędą się na Białorusi w dniach 14-20 września. "Jest to odpowiedź na zaproszenie, które wystosowały władze białoruskie do siedmiu krajów regionu, a także do organizacji międzynarodowych" - powiedział Hładij. Jak dodał, "pozostaje to w zgodzie z Dokumentem Wiedeńskim z 2011 roku". Według niego to, na co należy zwrócić szczególną uwagę w kontekście słów Stoltenberga, to temat braku przejrzystości i otwartości krajów biorących udział w manewrach Zapad 2017, czyli Rosji i Białorusi. "Te niepokoje wiążą się z tym, że tutaj Rosjanie wykorzystują pewne luki prawne" - ocenił. Stoltenberg w piątek w Warszawie wezwał Rosję do wypełniania swoich zobowiązań w ramach Dokumentu Wiedeńskiego OBWE. Jak mówił, "przewidywalność i transparencja, to kwestie bardzo ważne, kiedy mamy zwiększoną działalność wojskową wzdłuż naszych granic". Według eksperta z portalu Defence24.pl udział obserwatorów, o których mówi sekretarz generalny NATO, będzie miał jednakże formę dosyć ograniczoną; nie będą mieć oni pełnej możliwości obserwacji manewrów, ani też nie będą mogli zapoznać się dokładnie z przebiegiem czy z celem tych ćwiczeń. "Nie jest wykluczone, że dzieje się tak ponieważ Rosja i Białoruś chcą w czasie Zapad 2017 sprawdzić scenariusze, do których oficjalnie nie chcą się przyznać np. o charakterze ofensywnym, a także w związku z tym, że według części analityków w ćwiczeniach mogą wziąć udział większe siły niż strona białorusko-rosyjska oficjalnie deklaruje, czyli ponad 12,7 tys. żołnierzy" - ocenił ekspert z Defence24.pl. "Takie obawy wyrażał też Jens Stoltenberg po ostatnim spotkaniu rady Rosja-NATO" - powiedział Hładij. Ale, jak dodał, "i tak jest to pewna zmiana w zachowaniu Rosjan, którzy do tej pory nie zapraszali obserwatorów na prowadzone ćwiczenia". Andrzej Hładij odniósł również do słów premier Beaty Szydło, która oceniła w czwartek, że planowane na wrzesień rosyjsko-białoruskie manewry Zapad '17 "to jest z jednej strony demonstracja siły, ale też z drugiej strony to jest realne zagrożenie dla naszych państw" . "To poczucie zagrożenia, które wiąże się z Zapad 2017, to nie jest tylko ocena Warszawy, ale też innych stolic w regionie, przede wszystkim krajów bałtyckich" - powiedział ekspert. Jak dodał, "obawy wiążą się z tym, że ćwiczenia Zapad'17 są z pewnością dużą demonstracją siły wojsk rosyjskich, a także gotowości do ich działania na terenie Białorusi". Hładij ocenił, że przez organizację tych manewrów "Rosjanie chcą odreagować wzmocnienie wschodniej flanki NATO" czyli rozmieszczenie Wielonarodowych Batalionowych Grup Bojowych w Polsce i w krajach bałtyckich. "Oczywiście istnieją pewne obawy związane z tym, że podczas tych ćwiczeń mogą zostać też przetestowane pewne scenariusze ofensywne, choć Moskwa i Mińsk mówią oficjalnie o ćwiczeniach obronnych" - zaznaczył rozmówca PAP. Zdaniem Hładija "nie wiadomo jakie są długofalowe cele Moskwy wobec Białorusi". W jego opinii może budzić obawę zwiększona obecność militarna Rosji w tym kraju, która mogłaby pozostać po ćwiczeniach nawet wbrew woli władz w Mińsku. Ekspert zwrócił uwagę, że inwazja rosyjska na Krym w 2014 roku "przeszła tak gładko w związku z tym, że na tym ukraińskim półwyspie stacjonowały jednostki rosyjskie - flota czarnomorska". "Ta sytuacja znacznie ułatwiła Rosjanom działania po obaleniu w Kijowie Wiktora Janukowycza" - podkreślił. Dlatego, jak ocenił Hładij, "powstaje poważne ryzyko dla niezależności Białorusi w razie pozostawienia na jej terenie dużych jednostek armii rosyjskiej".