Jak pisze brytyjski "The Observer", nie wyklucza się, że na pokładach statków może się znajdować broń, materiały wybuchowe, a także silnie trujące środki. Najczarniejszy scenariusz, o którym się wspomina, to zawinięcie takiego statku wyładowanego materiałami wybuchowymi do portu w jakimś dużym mieście. Eksplozja mogłaby pociągnąć za sobą tysiące ofiar. Amerykańskie porty już żądają odpowiedniego powiadomienia i pełnej listy załogi na dziewięćdziesiąt sześć godzin przed wpłynięciem statku do portu. Cały czas trwa też polowanie na terrorystę numer jeden - Osamę bin Ladena. Prezydent Pakistanu, Pervez Musharraf twierdzi jednak, że jest bardzo prawdopodobne, iż bin Laden zginął podczas amerykańskich bombardowań górskiej twierdzy Tora Bora we wschodnim Afganistanie. Musharraf zapewnił, że w razie gdyby pakistańskie służby pojmały bin Ladena, zostanie on natychmiast wydany Amerykanom. Plemię, którego konwój zbombardowali Amerykanie, grozi wojną Przywódca wschodnioafgańskiego plemienia, którego starszyzna zginęła w sobotę w wyniku zbombardowania jej konwoju przez siły USA, zagroził wojną afgańskiemu premierowi Hamidowi Karzajowi. - Skoro Stany Zjednoczone podejmują takie tyrańskie ataki, my podejmiemy zbrojną walkę przeciwko (proamerykańskiemu) rządowi Hamida Karzaja - powiedział Gulab Din, przywódca plemienia Zadran. Din oskarżył przy tym o śmierć 65 osób, które były w konwoju lokalnego watażkę Baszę Chana. Według części świadków, Chan skierował konwój jadący na zaprzysiężenie premiera Karzaja na boczną drogę, a następnie poinformował Amerykanów, że w samochodach są przywódcy talibów i Al-Kaidy. Siły ONZ potrzebują miesiąca na rozlokowanie się Siły pokojowe ONZ, które zaczną przybywać w tym tygodniu do Kabulu będą potrzebowały do 4 tygodni na rozpoczęcie wypełniania swoich zadań, poinformował dzisiaj Reuters powołując się na źródła wojskowe. Według anonimowego rozmówcy agencji, Wielka Brytania planuje wysłanie około 200 żołnierzy, którzy mają przybyć w tym tygodniu i nadzorować później rozmieszczanie reszty sił. Grupa przygotowawcza ma stacjonować w bazie Bagram, około 40 km na północ od Kabulu. Dotychczas nie zostały jeszcze ustalone szczegóły rozmieszczenia głównych sił mających liczyć do 5 tys. żołnierzy. Brytyjscy komandosi nie mają gdzie się podziać w Kabulu Grupa brytyjskich komandosów, która miała być rozlokowana w Kabulu, musiała wczoraj wieczorem opuścić miasto, gdyż nie miała gdzie się podziać, poinformował dzisiaj rzecznik prasowy brytyjskiej ambasady. Żołnierze wrócili do bazy lotniczej Bagram, położonej 40 km na północ od stolicy kraju. Wcześniej wraz z afgańskimi żołnierzami Sojuszu Północnego zajmowali się ochroną uroczystości inaugurujących działalność nowego rządu. 20 brytyjskich komandosów noc z piątku na sobotę spędziło w budynku ambasady, jednak było to tylko rozwiązanie tymczasowe, gdyż praktycznie nie ma tam miejsca dla rozlokowaniu dodatkowo tylu osób. Żołnierze brytyjskiej piechoty morskiej stanowią zaczątek planowanych ONZ-owskich Międzynarodowych Sił Utrzymania Bezpieczeństwa (ISAF), którzy mają pełnić przez pół roku misję w Afganistanie. Siłami tymi mają pokierować Brytyjczycy.