"To radykalna zmiana polityki USA. Ameryka gwarantowała nam, że nie będziemy zmuszani do akceptacji granicy sprzed wojny w 1967 r., która była niemożliwa do obrony. Jesteśmy bardzo zaniepokojeni" - powiedział w czwartek w telewizji Fox News były ambasador Izraela w Waszyngtonie Dore Gold. Powstanie państwa palestyńskiego we wspomnianych granicach oznaczałoby - zdaniem ekspertów - że w swojej północnej części Izrael byłby zagrożony przecięciem na pół. Tylko niezwykle wąski pas lądu dzieliłby bowiem Palestynę od Morza Śródziemnego. Czwartkowy "New York Times" ujawnił, że w administracji toczył się spór, czy w przemówieniu Obamy o Bliskim Wschodzie powinien się znaleźć fragment o granicach sprzed 1967 r. Jeden z jego doradców, wieloletni mediator w rozmowach izraelsko-palestyńskim Dennis Ross był temu zdecydowanie przeciwny. Zwyciężyli jednak zwolennicy apelu o państwo w granicach sprzed 1967 r. Tymczasem "Wall Street Journal" podał, że żydowscy sponsorzy kampanii wyborczej prezydenta Obamy z 2008 r. ostrzegają go, że cofną donacje w kampanii o jego reelekcję w 2012 r., gdyż nie podoba się im polityka administracji wobec Izraela. Żydzi amerykańscy - zwłaszcza konserwatywni - mieli pretensje do Obamy już wcześniej, kiedy jego rząd publicznie wezwał Izrael do wstrzymania budowy osiedli żydowskich na palestyńskich ziemiach okupowanych.