W każdy wtorek Ruediger Lancelle wsiada do samochodu i jedzie na lotnisko wojskowe Bundeswehry Buechel w Nadrenii-Palatynacie na zachodzie Niemiec. 83-letni aktywista na rzecz pokoju siada na krzesełku turystycznym przed bramą i zaczyna milczący protest. Jego cel: - Aby broń, która jest w Buechel, została usunięta i zezłomowana - mówi DW w rozmowie telefonicznej. W Buechel znajduje się około 20 bomb atomowych. W razie ataku amerykańskie bomby wodorowe typu B61 zostałyby zrzucone przez niemieckich pilotów. Lancelle protestuje przeciwko takiemu udziałowi Niemiec w "nuklearnym współdzieleniu". Jeszcze pół roku temu wydawało się, że pokojowi aktywiści, jak Lancelle mogą mieć w Niemczech poparcie większości. "Niemcy wolne od broni atomowej" to także cel partii tworzących koalicję rządzącą . Po rosyjskiej napaści na Ukrainę i nuklearnych groźbach Kremla wydaje się to już historią. Groźba wojny atomowej. Niemcy przekonują się do arsenału Według aktualnego sondażu ośrodka Infratest-dimap dla telewizji ARD teraz 52 procent Niemców opowiada się za pozostaniem bomb atomowych w Niemczech. Przed rokiem - według podobnego sondażu - było to zaledwie 14 procent. Także Lancelle odczuwa to, że Niemcy nauczyli się lubić bomby atomowe. - Obok mojego krzesła zawsze stawiam drugie, aby ludzie czuli sie zaproszeni do rozmowy. Ale póki co nikt nie przychodzi i nie mówi: masz rację - dodaje aktywista. Zobacz też: Georgette Mosbacher: Mamy pytanie za kilkaset mld dolarów Od 2023 roku bomby atomowe w Buechel mają zostać zastąpione nowym modelem B61-12. To nowoczesna broń, która nie tylko może być naprowadzana na cel. Także jej siła wybuchu może zostać różnie zaprogramowana. Krytycy obawiają się, że to osłabi opory przed faktycznym użyciem tej broni. Na modernizację swych bomb atomowych USA przeznaczą około 10 milionów dolarów. Z kolei Niemcy inwestują miliardy euro w odpowiednie do przenoszenia broni jądrowej samoloty typu F-35. Nowy, atomowy wyścig zbrojeń Po dziesięcioleciach rozbrojenia atomowego wszystkie mocarstwa nuklearne wydają obecnie dużo pieniędzy na nowe głowice jądrowe i systemy ich przenoszenia, jak rakiety, okręty, okręty podwodne czy samoloty. - Wszystkie te kraje są bardzo zajęte modernizacją swoich arsenałów - zauważa Hans Kristensen, ekspert w Instytucie Badań nad Pokojem SIPRI. - Państwa przykładają coraz więcej wagi do broni atomowej". Jeden kraj szczególnie się wyróżnia. - Nikt nie zwiększa ilości broni atomowej tak bardzo, jak Chiny - mówi DW Kristensen. - Nie wiemy, dlaczego, bo po prostu Chiny nie chcą o tym mówić. Nie wypowiadają się o budowie silosów, które pewnie są pomyślane dla rakiet balistycznych". W ciągu dwóch minionych lat Kristensen zidentyfikował około 300 takich silosów na zdjęciach satelitarnych. - Być może Chiny obawiają się, że ich dotychczasowy arsenał nie przetrwałby uderzenia atomowego USA - ocenia Kristensen. - A może to reakcja na to, że obrona rakietowa będzie w przyszłości lepsza i Chiny chcą być w stanie pokonać takie systemy za pomocą głowic. Jedno jest pewne: prezydent XI Jinping chce mieć armię "światowej klasy", która ma także być uzbrojona po zęby w broń atomową. Dlatego ważne byłoby, aby zobowiązać Chiny traktatami międzynarodowymi do niezwiększania arsenału powyżej określonej liczby, ocenia Kristensen. - Chińczycy na razie nie są tym zainteresowani. Odrzucają wszystkie propozycje - dodaje. Przetrwają tylko mutanty w jeziorze Bajkał Wkrótce także USA i Rosja nie będą musiały trzymać się górnej granicy. Bo w 2026 roku wygasa układ New START o redukcji broni strategicznej. Układ ten jest ostatnią pozostałością po niegdyś szerokim systemie kontroli zbrojeń. Ogranicza on ilość strategicznej broni jądrowej, jak rakiety długiego zasięgu. - Biorąc pod uwagę wojnę w Ukrainie i sytuację w partii Republikańskiej w USA, nowe porozumienie wydaje się nieprawdopodobne - ocenia Kristensen. Tym samym może rozpocząć się nowy atomowy wyścig między Chinami, Rosją i USA. - Dotyczy to jednak także bardzo dynamicznie działających nowych państw posiadających broń jądrową, jak Indie, Pakistan i Korea Północna - obawia się ekspert SIPRI. Zagrożenie wojną atomową staje się tym samym znacznie większe niż przed dekadą. - Żyjemy w nowej erze zagrożeń nuklearnych - ocenia. Szczególnie obrazowo zagrożenia te opisuje rosyjska telewizja państwowa. - Jeżeli wszystko będzie się toczyć tak jak do tej pory, to przetrwają tylko mutanty w jeziorze Bajkał - mówił prezenter telewizyjny i tuba Putina Władimir Sołowjow kilka dni temu. - Reszta świata zginie wskutek wielkiego uderzenia nuklearnego - dodał. Wydaje się, że Rosja chce utrzymywać strach przed swoim potężnym arsenałem atomowym. Ma to powstrzymywać kraje NATO przed bezpośrednim zaangażowaniem w obronę Ukrainy. Ta logika powoduje, że także inne kraje, jak Iran dążą do uzyskania broni jądrowej, by zapewnić sobie nietykalność. Tym samym wizja świata bez broni atomowej się oddala. Wie o tym też niemiecki aktywista Lancelle. - Tak, to walka z wiatrakami - przyznaje. Jako chrześcijanin czuje się on jednak w obowiązku walczyć o świat bez przemocy. - Nie znam innej broni niż modlitwa - mówi. Dlatego Lancelle chce dalej siedzieć przed brama w Buechel i protestować przeciwko broni atomowej - w milczeniu i zapewne także w samotności. Autor: Peter Hille