Wiadomość o telefonie natychmiast podchwyciły konserwatywne media, krytykując Obamę, że "gratuluje" Putinowi, chociaż rzecznik nie użył tego określenia. Podał on tylko, że przywódca USA dzwonił do Putina z pokładu samolotu prezydenckiego Air Force One. Pięciodniowa zwłoka z telefonem Obamy do Putina po wyborach jest szeroko komentowana w Waszyngtonie. W poniedziałek, dzień po tym, gdy Rosjanie poszli do urn, sekretarz stanu Hillary Clinton oświadczyła tylko, że rząd USA "składa gratulacje narodowi rosyjskiemu z okazji przeprowadzenia wyborów". Prawica w USA krytykuje nawet i to oświadczenie. Czwartkowy "Wall Street Journal" wytknął szefowej dyplomacji, że "nie było w nim ani słowa krytyki, nie mówiąc o potępieniu". Według oficjalnych danych Putin, dotąd premier Rosji, który ubiegał się o powrót na stanowisko szefa państwa, zdobył w wyborach 63,6 proc. głosów. Międzynarodowi obserwatorzy kwestionują jednak ten wynik, donosząc o przypadkach fałszerstw. Wskazują, że wybory nie były demokratyczne, gdyż Kreml nie dopuścił do kandydowania żadnego przedstawiciela liberalnej opozycji, m.in. Grigorija Jawlińskiego. Główny rzecznik Białego Domu Jay Carney zapytany w piątek rano, dlaczego prezydent nie pogratulował dotąd Putinowi zwycięstwa, odpowiedział: "Nie przywiązywałbym do tego wagi. Obaj są zajęci". "Ufam, że będą ze sobą rozmawiać. Nasza polityka wobec Rosji nie jest oparta na osobowościach. Opiera się na naszych interesach" - dodał. O tym, że administracja amerykańska waha się, jak zareagować na wybory w Rosji, świadczy m.in. zachowanie ambasady USA w Moskwie. Jak podało radio NPR, początkowo planowano, że ambasador Michael McFaul wystąpi z krytycznym oświadczeniem na temat ogłoszenia zwycięstwa Putina. W ostatniej chwili jednak z tego zrezygnowano. McFaul był wcześniej celem ataków Kremla za domniemane wspieranie rosyjskiej opozycji, podobnie jak Hillary Clinton. Prawica amerykańska krytykuje ostatnio politykę "resetu" (przestawienia na nowe tory) stosunków z Moskwą, zainicjowaną przez Obamę. "Przedstawiciele administracji twierdzą, że USA muszą współpracować z każdym władcą Rosji. To prawda. Nawet jednak w kategoriach realpolitik, faworyzowanych przez Biały Dom, okazana w tym tygodniu nadgorliwość w zacieśnieniu współpracy nie wydaje się pomagać amerykańskim interesom" - napisał w komentarzu redakcyjnym w czwartek "Wall Street Journal". "Putin uzyskuje koncesje polityczne i błogosławieństwo USA, o które zabiega, by legitymizować swoją formę demokracji. Tymczasem Ameryka nie uzyskuje nic" - ocenił dziennik. Wytknął również administracji Obamy, że - jak to ogłoszono we wtorek w Kongresie - zamierza ona dzielić się z Rosją tajnymi danymi na temat prób z systemem europejskiej obrony antyrakietowej. Ponadto komentatorzy przy tej okazji zwracają uwagę na niedawne weto Rosji wobec rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ wzywającej do ustąpienia prezydenta Syrii Baszara el-Asada. Rosja i Chiny sprzeciwiły się rezolucji popieranej przez Zachód, w tym USA. Rzecznik Carney odrzucił zarzut, że "reset" nie opłacił się Stanom Zjednoczonym. "Polityka ta przyniosła korzyści dla interesów Ameryki w sferze bezpieczeństwa narodowego oraz jej interesów ekonomicznych" - powiedział.