Wielu komentatorów nie oceniło jednak jego wystąpienia najlepiej. Porównywano je niekorzystnie z wystąpieniem byłego prezydenta Clintona z poprzedniego dnia, a nawet przemówieniem wiceprezydenta Joe Bidena z tego samego wieczoru. Konserwatywni krytycy prezydenta wytknęli mu, że nie przedstawił bardziej konkretnego planu dotyczącego tego, co zamierza zrobić podczas swej drugiej kadencji. Czyniąc zadość formalności, Obama przyjął nominację swej partii na kandydata do Białego Domu. To samo uczynił Biden. Obama przedstawił dylemat wyborczy swych rodaków jako kontrastowy wybór między perspektywą Ameryki sprawiedliwej, w której każdy ma rzeczywiście równe szanse życiowe - wizją Demokratów - i programem Republikanów, który krytykował za faworyzowanie bogatych i uprzywilejowanych. - Kiedy będziecie głosować, staniecie przed najbardziej klarownym wyborem. W najbliższych latach podejmowane będą w Waszyngtonie kluczowe decyzje dotyczące gospodarki, miejsc pracy, podatków, deficytu budżetowego, energii, edukacji, oraz wojny i pokoju - decyzje, które będą miały ogromny wpływ na życie nasze i naszych dzieci. (...) Będzie to wybór między dwoma różnymi drogami dla Ameryki, dwoma fundamentalnie różnymi wizjami przyszłości - powiedział prezydent. - Jeśli chcecie Ameryki, w której każdy gra według tych samych reguł, głosujcie na mnie - oświadczył. Przypomniał następnie osiągnięcia niespełna czterech lat swoich rządów - uratowanie od bankructwa koncernów samochodowych, reformę ochrony zdrowia zapewniającą ubezpieczenia wszystkim obywatelom i zahamowanie ucieczki miejsc pracy za granicę. Wspomniał o wzroście produkcji energii, co zmniejszyło uzależnienie energetyczne USA od zagranicy. Program Republikanów - cięcia podatków i wydatków rządowych, deregulacje biznesu - przedstawił jako propozycje rozwiązań anachronicznych, które w minionej dekadzie wpędziły USA w kryzys i recesję. Skrytykował głoszenie radykalnego indywidualizmu przez republikańską opozycję, przeciwstawiając mu wizję Ameryki jako wspólnoty, "w której wszyscy dzielą się odpowiedzialnością i razem ponoszą ciężary" kryzysów. - W Ameryce celebrujemy indywidualny sukces, przedsiębiorczość, innowacje, ale wierzymy także w coś, co się nazywa obywatelstwem - powiedział. Podkreślił także swoje sukcesy na arenie międzynarodowej - zabicie Osamy bin Ladena przez amerykańskie siły specjalne w Pakistanie, zakończenie wojny w Iraku i wycofywanie wojsk z Afganistanu. Zaatakował przy tym republikańskiego kandydata do Białego Domu, Mitta Romneya, wypominając mu agresywne oświadczenia na temat Rosji i Chin. - Nie nazywa się Rosji największym geopolitycznym przeciwnikiem Ameryki, chyba że się tkwi w mentalności zimnowojennej - powiedział. Wytknął też Romneyowi, że w swoim przemówieniu na konwencji Republikanów w Tampie "nie powiedział jak zakończyć wojnę w Afganistanie" i podkreślił, że sam zmierza do jej zakończenia. - Czas teraz na odbudowę w naszym kraju - dodał. Obama nie przedstawił wyraźnego planu polityki na drugą kadencję i niczego konkretnego nie obiecał. Ogólnikowo ostrzegł nawet, że naprawa gospodarki - która wzrasta powoli, co opóźnia zmniejszanie się bezrobocia - będzie długa. - Nie udaję, że droga, którą proponuję, będzie łatwa lub szybka. Nie wybraliście mnie po to, żebym mówił wam to, co chcecie usłyszeć. Wybraliście mnie, żebym mówił wam prawdę. A prawda jest taka, że zabierze nam więcej niż kilka lat, aby poradzić sobie z wyzwaniami, które spiętrzyły się przez dziesięciolecia - oświadczył Obama. - Będzie to wymagało wspólnego wysiłku, dzielenia się obowiązkami i tego rodzaju śmiałych eksperymentów, które przeprowadzał (prezydent) Franklin D.Roosevelt w czasie jedynego kryzysu gorszego niż ten obecny - dodał. Obama nawiązał tu do New Dealu Roosevelta, programu rozpędzenia koniunktury przez aktywną interwencję państwa w gospodarkę i zmniejszenia kosztów kryzysów przez wzmocnienie osłony socjalnej dla słabszych grup społecznych. Po przestrodze, że poprawa sytuacji ekonomicznej nie będzie szybka, Obama starał się natchnąć swych słuchaczy optymizmem, wyrażając przekonanie, że ich kraj może przezwyciężyć obecne trudności. - Nasze problemy mogą być rozwiązane. Możemy sprostać wyzwaniom. Droga, którą proponujemy, może być trudna, ale prowadzi do lepszej przyszłości. I proszę was, byście wybrali tę przyszłość - powiedział. Przed Obamą płomienne przemówienie wygłosił wiceprezydent Biden. Wiceprezydent, popularny w tradycyjnej bazie elektoratu Demokratów - związkowców, Afroamerykanów i liberałów - z pasją agitował na rzecz ponownego wyboru Obamy do Białego Domu.