Doradcy mają być rozmieszczeni w Ugandzie, Sudanie Południowym, Republice Środkowoafrykańskiej i Demokratycznej Republice Kongo. Ich misja ma trwać tylko kilka miesięcy. Według prezydenta, doradcy mają pomagać w szkoleniu i dowodzeniu oraz nie angażować się bezpośrednio w działania zbrojne, chyba, że będą działać w obronie własnej. Ich głównym zadaniem ma jednak być pomoc w pojmaniu przywódcy LRA Josepha Kony'ego. LRA oskarżana jest o liczne zabójstwa, gwałty i uprowadzenia dzieci a sam Kony oskarżony jest przez Międzynarodowy Trybunał Kryminalny w Hadze o zbrodnie wojenne i zbrodnie przeciwko ludzkości. Obama określił niedawno LRA jako "obrazę dla godności ludzkiej". Ta złożona głównie z Ugandyjczyków organizacja jest od dawna potępiana przez społeczność międzynarodową za niezwykle brutalne zabójstwa ludności cywilnej, dokonywane m. in. przy użyciu maczet, porywanie małych chłopców w celu przyuczenia ich do walki oraz dziewczynek wykorzystywanych w charakterze "niewolnic seksualnych". LRA, która przedstawia się jako organizacja religijna, powstała w Ugandzie w latach 90. ub. wieku. Ocenia się, że od tego czasu jej członkowie zamordowali, uprowadzili lub okaleczyli dziesiątki tysięcy ludzi. Organizacja działa na pozbawionych jakichkolwiek władz przygranicznych terenach państw Afryki Środkowej. Akcje podejmowane przeciwko rebeliantom z LRA przez siły zbrojne tych krajów były dotychczas zbyt ograniczone i nieskuteczne. Komentatorzy podkreślają, że chociaż liczba wysłanych doradców jest mała, to decyzja Obamy oznacza istotną zmianę w polityce amerykańskiej wobec Afryki. Dotychczas USA powstrzymywały się z bezpośrednim zaangażowaniem swoich żołnierzy w walce z rebeliantami w Afryce. Waszyngton utrzymuje bazę wojskową w Dżibuti oraz niewielką liczbę żołnierzy w Somalii.