Jak podkreślił Obama, decyzja o nalotach została podjęta, aby zwiększyć stabilność w Libii i upewnić się, że tamtejszym siłom uda się odnieść zwycięstwo w walce z IS. Stanom Zjednoczonym, Europie i krajom na całym świecie "bardzo zależy na utrzymaniu stabilności w Libii, ponieważ jej brak doprowadził do wyzwań w postaci kryzysu migracyjnego w Europie, czy tragedii humanitarnych, do których dochodzi na pełnym morzu między Libią a Europą" - zaznaczył prezydent USA podczas konferencji prasowej. W poniedziałek na prośbę libijskiego Rządu Jedności Narodowej siły powietrzne USA dokonały pierwszych nalotów na cele Państwa Islamskiego w bastionie dżihadystów w Syrcie na północy Libii. Ataki zatwierdził Obama Ataki zatwierdził Obama po otrzymaniu rekomendacji od ministra obrony Asha Cartera i przewodniczącego kolegium szefów sztabów sił zbrojnych USA generała Josepha Dunforda. Jak poinformował w poniedziałek przedstawiciel Białego Domu, wsparcie USA dla libijskich władz "ograniczy się do nalotów i do wymiany informacji"; żaden amerykański żołnierz "nie weźmie udziału w operacjach lądowych Rządu Jedności Narodowej". Państwo Islamskie opanowało Syrtę w czerwcu 2015 roku, korzystając z chaosu, w którym pogrążyła się Libia po upadku Muammara Kadafiego. Według szacunków amerykańskich władz z początku roku, w Libii znajdowało się ok. 6 tys. bojowników IS, w tym część, która opuściła Syrię. Ale ostatnio władze USA mówią, że liczba bojowników w Libii spadła i że generalnie IS słabnie pod naciskiem lokalnych prorządowych milicji i popieranego przez ONZ rządu.