W czasie pojedynku, który odbył się w środę wieczorem czasu lokalnego w Denver w stanie Kolorado, republikański kandydat bezustannie atakował dorobek rządów Obamy, obwiniając go o podwojenie deficytu budżetowego, powolny wzrost ekonomiczny po recesji i niepotrzebne dotowanie firm "zielonej" gospodarki, które zbankrutowały. - Deficyt budżetowy to problem nie tylko ekonomiczny, ale i moralny - ocenił kandydat Republikanów podkreślając, że długi dziś zaciągane będą musiały spłacać przyszłe pokolenia. - Prezydent powiedział, że zmniejszy deficyt, a tymczasem doprowadził do jego podwojenia - oświadczył Romney. Obama przypomniał, że odziedziczył znaczny deficyt po swoim poprzedniku, prezydencie George'u W. Bushu, który obniżył podatki, chociaż wojny w Iraku i Afganistanie kosztowały miliardy dolarów. Romney tłumaczył jak sam zamierza zmniejszyć deficyt i przyspieszyć wzrost gospodarki - przez obniżenie podatków, zwłaszcza od korporacji, oraz redukcje wydatków rządowych. Zaznaczył jednak, że za jego rządów nie będzie cięć wydatków na oświatę i zbrojenia. Obama ripostował, że plan podatkowy Romneya spowoduje ogólne zmniejszenie dochodów państwa o 5 bilionów dolarów w ciągu najbliższych lat. Romney temu zaprzeczył. Negował także twierdzenie prezydenta, że jego program sprzyja szczególnie najzamożniejszym Amerykanom. - Nie zamierzam wcale zmniejszyć obciążenia podatkowego najbogatszych obywateli - zapewnił. Obama - dodał - podwyższa podatki "nie tylko od Donalda Trumpa, a to likwiduje miejsca pracy". Kandydat GOP wypomniał następnie Obamie popieranie wielomiliardowych dotacji budżetowych dla firm produkujących alternatywne źródła energii, jak słoneczna i wiatrowa. - Zapewnił pan ulgi podatkowe wartości 90 miliardów dolarów dla takich firm jak Solyndra i Tesla, które okazały się przegranymi - powiedział. Solyndra, przedsiębiorstwo wytwarzające energię słoneczną, zbankrutowało, a Tesla Motors, producent luksusowych samochodów elektrycznych, ma ogromne trudności na rynku. Obama bronił subsydiów dla "zielonych" firm jako "inwestycji w przyszłość", podobnych do inwestycji w edukację. Romney krytykował też przeforsowaną w Kongresie przez Biały Dom reformę ochrony zdrowia, gdyż - jego zdaniem - nakłada ona zbyt wielkie obciążenia na drobne firmy, zmuszając je do ubezpieczenia pracowników. Zarzucił prezydentowi, że przez pierwsze dwa lata swej kadencji koncentrował się na tej reformie, zamiast na pobudzaniu gospodarki do szybszego wzrostu. Obama przypomniał, że reforma zagwarantuje ubezpieczenia medyczne wszystkim Amerykanom. Romney replikował, że uchwalono ją tylko głosami Demokratów, chociaż ponad połowa społeczeństwa jej nie chce. Republikański kandydat scharakteryzował też politykę ekonomiczną prezydenta jako nieprzyjazną dla biznesu za sprawą zwiększania regulacji rządowych. Zapowiedział, że doprowadzi do odwołania uchwalonej z inicjatywy prezydenta ustawy Dodda-Franka, która zaostrzyła regulacje banków. W pierwszych komentarzach podkreśla się, że kandydat GOP wypadł znacznie lepiej niż oczekiwano, wykazał gruntowną znajomość problemów i był doskonale przygotowany do debaty. Obama natomiast wyglądał na zepchniętego do defensywy i słabo przygotowanego do konfrontacji z Romneyem. Jak zauważyli obserwatorzy, mówiąc zacinał się, często nie patrzył w kamerę, a jego wywód nie zawsze brzmiał jasno. - Romney miał dobry wieczór. Obama wyglądał jak ktoś, kto nie chciał w tej debacie uczestniczyć - powiedział w telewizji CNN były doradca prezydenta Billa Clintona, James Carville. Jak zwrócił uwagę komentator popierającej Demokratów telewizji MSNBC Howard Fineman, prezydent "nie wykorzystał wielu okazji do skorygowania wątpliwych twierdzeń Romneya". - Ta debata to dzwonek alarmowy dla kampanii Obamy - dodał. Prawicowi komentatorzy nie ukrywali radości po debacie w Denver. Konserwatywny portal Drudgereport.com zauważył złośliwie: "Obama był bezradny bez telepromptera".