- Uczynię wszystko, co w mojej mocy, by takie niewłaściwe praktyki nie miały już miejsca - zapewnił Barack Obama. Skandal wybuchł, gdy amerykańskie media ujawniły, powołując się na projekt raportu z audytu inspektora generalnego ministerstwa skarbu, że specjalny oddział IRS, odpowiedzialny za sprawdzanie organizacji pozarządowych, które mogą ubiegać się w USA o zwolnienia z płacenia podatków, stosował polityczno-ideologiczne kryteria, wybierając grupy do skontrolowania. - Nawet jeśli te praktyki nie byłyby nielegalne, to tak jak wszyscy myślę, że to skandaliczne i nie do zaakceptowania - ocenił we wtorek prokurator generalny USA Eric Holder, który ogłosił też wszczęcie śledztwa w sprawie działań IRS. Z 298 organizacji pozarządowych wybranych do szczegółowej kontroli przez IRS aż 72 miały w nazwie "Tea Party", a 13 słowo "patriot" (patriotyczny). Dodatkowej kontroli IRS miały też podlegać te organizacje pozarządowe, które krytykowały rząd za nadmierne wydatki lub których celem było "edukowanie Amerykanów o konstytucji USA". Media ujawniły też, że z audytu wynika, iż o tych niewłaściwych praktykach wiedzieli wysokiej rangi pracownicy IRS już od połowy 2011 r., czyli na rok przed zapewnieniami w Kongresie ówczesnego szefa IRS Douglasa Shulmana, że urząd podatkowy nie namierzał grup konserwatywnych. Audyt przeprowadzono po skargach wniesionych w ub.r. przez organizacje konserwatywne, w tym te związane z ruchem Tea Party. Organizacje te skarżyły się, że IRS domagał się od nich nadmiernych informacji, w tym dostarczenia list osób, które przekazywały środki finansowe.