Obama oświadczył, że podczas jego kadencji terroryści doznali dotkliwych porażek. - W ciągu ubiegłych trzech lat tendencje odwróciły się. Przezwyciężyliśmy ofensywę talibów. Zbudowaliśmy silne afgańskie służby bezpieczeństwa. Zniszczyliśmy kierownictwo Al-Kaidy eliminując 20 z jej czołowych 30 przywódców, a rok temu, wyruszając z bazy tu w Afganistanie, nasi żołnierze rozpoczęli operację, która doprowadziła do zabicia Osamy bin Ladena - powiedział Obama. Prezydent oświadczył, że wie, iż wielu Amerykanów jest zmęczonych wojną, ale podkreślił, że niezbędne jest "dokończenie zadania" i zakończenie konfliktu afgańskiego w sposób odpowiedzialny. Podkreślił, że w ub. roku z Afganistanu zostało wycofanych 10 tys. żołnierzy USA a kolejne 23 tys. opuści ten kraj do końca tegorocznego lata. - Po tym terminie, kolejne redukcje będą następowały stopniowo. Uzgodniliśmy, że do końca 2014 roku Afgańczycy będą całkowicie odpowiedzialni za bezpieczeństwo ich kraju - oświadczył Obama. Prezydent ponownie zaapelował do talibów o przystąpienie do rozmów na temat zakończenia konfliktu. W przemówieniu, które dotarło do telewidzów w Stanach Zjednoczonych we wtorek wieczorem, czyli w najlepszym czasie antenowym, Obama zapewnił, że nie będzie narażał Amerykanów na niebezpieczeństwo nawet "o jeden dzień dłużej niż to będzie absolutnie niezbędne dla naszego bezpieczeństwa narodowego". Niezwykłe środki bezpieczeństwa Agencje Reuters i Associated Press zwracają uwagę na niezwykłe środki bezpieczeństwa zastosowane podczas zaledwie kilkugodzinnej wizyty Obamy. Prezydent wylądował w bazie Bagram pod osłoną nocy i bezpośrednio stamtąd udał się helikopterem do rezydencji prezydenta Afganistanu Hamida Karzaja, gdzie podpisał umowę o partnerstwie strategicznym. Później spotkał się z żołnierzami amerykańskimi i wygłosił przemówienie adresowane do wyborców w USA w najlepszym czasie antenowym. Obama wygłosił 15-minutowe przemówienie w hangarze na tle wojskowych transporterów opancerzonych i amerykańskiej flagi o godz. 4 nad ranem w środę czasu miejscowego, czyli o 19.30 we wtorek czasu wschodnioamerykańskiego (1.30 czasu polskiego). Kilka minut potem prezydencki samolot Air Force One był już w drodze powrotnej do Waszyngtonu. Zamach w Kabulu Silny wybuch wstrząsnął w środę centrum Kabulu, krótko po tym jak Barack Obama zakończył niespodziewaną wizytę w Afganistanie. W zamachu zginęło sześć osób - 1 strażnik i 5 osób cywilnych - poinformowała policja. Do ataku przyznali się talibowie. - Jeden z naszych mudżahedinów zdetonował samochód przed bazą wojskową. Inny mudżahedini są wewnątrz bazy i walczą. Nieprzyjaciel doznał bardzo ciężkich strat - poinformował telefonicznie agencję Reutersa rzecznik talibów. Rzecznik afgańskiego ministerstwa spraw wewnętrznych oświadczył, że zamachowiec samobójca staranował samochodem wypełnionym materiałami wybuchowymi ogrodzenie bazy. Po wybuchu (niektóre źródła mówią o serii wybuchów) słychać było odgłosy strzelaniny. Ambasada USA uruchomiła swoje syreny ostrzegawcze i zaapelowała do swoich pracowników aby nie wychodzili na zewnątrz i nie zbliżali się do okien. Ostatni atak talibów na Kabul nastąpił 15 kwietnia kiedy dokonali oni sześciu skoordynowanych akcji w kilku rejonach kraju. Celami ataków były siły ISAF, ambasady państw zachodnich a także gmach parlamentu i siedziba wicepremiera. Zginęło wówczas 47 osób, w tym 36 talibów. Intensywność ataków talibów wzrasta systematycznie od ostatnich 3 lat.