Oznacza to, że odziały bojowe wycofają się z Iraku w ciągu 18 miesięcy - o trzy miesiące później niż Obama zapowiadał w czasie swej kampanii wyborczej. Po ich wycofaniu pozostanie w Iraku jeszcze - jak powiedział prezydent - od 35 do 50 tysięcy żołnierzy. Będą to tzw. siły przejściowe, których zadaniem ma być szkolenie wojsk irackich i doradzanie im, prowadzenie operacji antyterrorystycznych i ochrona cywilnej misji amerykańskiej w Iraku. - Na podstawie umowy z rządem irackim zamierzam wycofać wszystkie wojska z Iraku do końca 2011 r. - oświadczył Obama na spotkaniu z żołnierzami piechoty morskiej w bazie Camp Lejeune w Karolinie Północnej. Swoje decyzje uzasadnił mówiąc, że "sytuacja w Iraku poprawiła się" i stwarza "nową nadzieję", iż trwająca prawie sześć lat wojna w tym kraju, która kosztowała życie ponad 4200 żołnierzy amerykańskich i dziesiątek tysięcy Irakijczyków, może być zakończona. Przypomniał o spadku natężenia przemocy, porażkach irackiej Al- Kaidy i poprawie zdolności bojowej wojsk irackich oraz o "krokach podjętych przez przywódców irackich na rzecz politycznej ugody", czego wyrazem były m.in. styczniowe wybory lokalne. Podkreślił jednak, że postęp w Iraku nie jest jeszcze nieodwracalny. - Niech nie będzie żadnych wątpliwości: Irak nie jest jeszcze bezpieczny i będą tam jeszcze trudne dni. Zbyt wiele podstawowych problemów politycznych dotyczących przyszłości Iraku pozostaje nierozwiązanych. Nie wszyscy sąsiedzi Iraku przyczyniają się do jego bezpieczeństwa. (...) Krótko mówiąc, jest nowy powód do nadziei w Iraku, ale nadzieja ta opiera się na dopiero powstających fundamentach - powiedział. - Długofalowe rozwiązanie w Iraku musi być polityczne, nie wojskowe. Ponieważ najważniejsze decyzje, które trzeba podjąć w kwestii przyszłości tego kraju, muszą być podjęte przez Irakijczyków - podkreślił. Podstawą strategii administracji USA - kontynuował - jest zapewnienie, by Irak "był suwerenny, stabilny i polegał na sobie". - Aby osiągnąć ten cel, będziemy działać na rzecz promowania irackiego rządu, który jest sprawiedliwy, reprezentatywny i odpowiedzialny, i nie udziela poparcia ani schronienia terrorystom - dodał. Obama podkreślił następnie, że jego administracja nie będzie stawiać sobie maksymalistycznych celów w Iraku i że wojska USA nie mogą pozostawać tam przez czas nieograniczony. - Nie możemy usunąć z Iraku wszystkich, którzy przeciwstawiają się Ameryce, albo sympatyzują z naszymi nieprzyjaciółmi. Nie możemy bez końca kontynuować naszego wojskowego zaangażowania, które jest wielkim ciężarem dla naszej armii i będzie kosztować naród amerykański prawie bilion dolarów - powiedział. Wycofanie wojsk - zaznaczył - jest tylko częścią szerszej strategii w Iraku. Jej drugim elementem będzie "trwała dyplomacja na rzecz zapewnienia, by Irak stał się bardziej pokojowy i zamożniejszy". USA będą w tym celu współpracować z ONZ, by pomagać Irakowi w umocnieniu instytucji państwowych, rozwiązywaniu konfliktów religijno-etnicznych, a także w umożliwieniu powrotu do kraju irackich uchodźców. Trzecia część strategii - kontynuował Obama - to "wszechstronne amerykańskie zaangażowanie w całym regionie". Jak wyjaśnił, chodzi tu o współpracę z krajami sąsiadującymi z Irakiem, w umocnieniu jego bezpieczeństwa i stabilizacji. W tym także - podkreślił - z Syrią i Iranem. Kraje te zostały uznane przez poprzednią administrację prezydenta Busha za sponsorów terroryzmu, którzy nie mogą być dyplomatycznymi partnerami USA. Obama od dawna zapowiada rozmowy z Iranem na najwyższym szczeblu i sygnalizuje możliwość normalizacji stosunków z Syrią. W wystąpieniu w Camp Lejeune Obama zapowiedział także zwiększenie liczebności armii, podwyżkę żołdu oraz świadczenia i pomoc dla weteranów. Wywołało to najgorętszą owację zebranych żołnierzy.