Obama, przemawiając do 1500 słuchaczy zebranych w sali gimnastycznej college'u w pobliżu Cleveland, oświadczył, że w listopadowych wyborach Amerykanie dokonają wyboru między dwoma programami prowadzącymi albo do gospodarki opartej na oświacie i badaniach naukowych, która zapewni powszechną pomyślność, albo do forsowanych przez Republikanów redukcji podatków i pozbawienia szans dla pozostałych. - Tego listopada będziecie mogli przypomnieć światu jak budowana jest silna gospodarka: nie z góry na dół, ale w oparciu o wzrastającą, silną klasę średnią - powiedział Obama. Stojąc na podium, na tle hasła "Naprzód", Obama argumentował, że pod rządami Romney'a jako prezydenta powróci słaby nadzór nad gospodarką, destabilizujące budżet cięcia podatków i iluzoryczny wzrost, czyli zjawiska znane z okresu rządów George'a W. Busha. Reuter podkreśla, że chociaż popularność Obamy nieco spadła, to Bush jest nadal niepopularny. Według ostatniego sondażu Gallupa, 2/3 Amerykanów obarcza go odpowiedzialnością za osłabienie gospodarki, a tylko połowa przypisuje to Obamie. Romney, który przemawiał w innym rejonie tego stanu, oskarżył prezydenta, że nie wywiązał się z obietnic złożonych na początku kadencji i nie zdołał ożywić gospodarki. "On (Obama) jest osobą bardzo elokwentną. Ale nie zapominajcie, że jest już prezydentem od 3,5 roku, a słowa są tanie. Czyny mówią same za siebie" - powiedział Romney. "To co on mówi i to co robi to nie zawsze jest dokładnie to samo" - dodał. Analitycy podkreślają, że problemy gospodarcze zadecydują o przebiegu starcia Obama - Romney i o rezultacie wyborów. Stan Ohio, jako politycznie podzielony, uważany jest za kluczowy do zwycięstwa.