Obama wygrał je zdobywając 50 procent głosów bezpośrednich (wyborców). Jego republikański oponent Mitt Romney uzyskał ich 49 procent. Przewaga prezydenta była bardziej wyraźna w liczbie głosów elektorskich, które w USA decydują o wyniku wyborów. - Jesteśmy wszyscy amerykańską rodziną, jednym narodem, jednym krajem - mówił Obama. Jak powiedział, zadzwonił do Romneya i pogratulował mu prowadzenia kampanii o prezydenturę. - Mój przeciwnik - powiedział - walczył zaciekle, ale tylko dlatego, że obaj kochamy głęboko ten kraj. - Mam nadzieję porozmawiać z gubernatorem Romneyem o tym, jak możemy współpracować, żeby nasz kraj posuwał się naprzód - oświadczył. Podziękował następnie swej żonie Michelle, nazywając ją "miłością swojego życia", i wiceprezydentowi Joe Bidenowi, którego chwalił jako "najlepszego wiceprezydenta w historii". Podziękował też dziesiątkom tysięcy działaczy i ochotników, którzy pomagali mu w długiej kampanii o reelekcję. Znaczną część ponad 20-minutowego przemówienia Obama poświęcił rozważaniom na temat polityki. - Wbrew cynikom, którzy uważają, że polityka to rywalizacja egoistycznych ambicji", ma ona sens jako działalność dla dobra publicznego, zwłaszcza na rzecz pomocy w stwarzaniu wszystkim życiowych szans awansu i rozwoju - mówił. Swoje wystąpienie Obama zakończył ponownym apelem, aby nie wątpić w jedność Amerykanów ponad podziałami politycznymi, ideowymi, rasowymi, etnicznymi czy religijnymi. - Nie ma "czerwonej" (republikańskiej - red.) Ameryki, ani "niebieskiej" (demokratycznej - red.) Ameryki. Są Stany Zjednoczone Ameryki - powiedział szef państwa. Było to powtórzenie jego znanej retorycznej formuły z kampanii z 2008 r., kiedy Obama po raz pierwszy kandydował na prezydenta. W powszechnej ocenie komentatorów podczas pierwszej kadencji Obamy w USA polaryzacja polityczna się pogłębiła, chociaż za sprawą obu partii. W wyniku wyborów, w Kongresie Republikanie zachowali większość w Izbie Reprezentantów, co gwarantuje im możliwość blokowania inicjatyw prezydenta.