Amerykański prezydent-elekt ogłosi w poniedziałek, że jego sekretarzem stanu będzie Hillary Clinton, szefem Rady Bezpieczeństwa Narodowego emerytowany generał James Jones, a na stanowisku ministra obrony pozostanie obecny szef Pentagonu Robert Gates. Są oni uważani za rzeczników "muskularnej" polityki międzynarodowej. - To doskonali kandydaci. Myślę, że będzie to silny zespół. Z przyjemnością oczekuję współpracy z nimi - powiedział w programie telewizji ABC "This Week" republikański senator Richard Lugar, jeden z największych autorytetów w Kongresie ds. polityki zagranicznej. - Senator Clinton jest znana na całym świecie, jest bardzo inteligentna i w czasie kampanii wyborczej prezentowała nieco twardszą linię (w sprawach międzynarodowych) niż senator Obama - powiedział w telewizji Fox News republikański senator Lindsey Graham, główny sojusznik przegranego kandydata GOP do prezydentury, Johna McCaina. Była Pierwsza Dama była główną rywalką Obamy w walce o demokratyczną nominację prezydencką. W prawyborach często polemizowała z obecnym prezydentem-elektem w takich kwestiach jak wojna w Iraku i krytykowała jego zapowiedzi bezpośrednich rozmów z przywódcami Iranu, Kuby i Korei Północnej. Stratedzy w Partii Demokratycznej twierdzą jednak, że różnice między Clinton a Obamą nie są w istocie duże i oboje będą ze sobą harmonijnie współpracować. Komentatorzy zwracają uwagę, że wszystkie trzy wspomniane nominacje zadają kłam oskarżeniom Obamy wysuwanym przez niektórych skrajnych konserwatystów, jakoby miał zamiar prowadzić "miękką" politykę zagraniczną i obronną, narażającą na szwank bezpieczeństwo USA. - Oczekiwane zatrzymanie przez Obamę Gatesa na stanowisku ministra obrony, nominacja Clinton na sekretarza stanu i generała Jonesa jako doradcę prezydenta ds. bezpieczeństwa narodowego zostało przyjęte z ulgą w Pentagonie - pisze niedzielny "Washington Post". - W sytuacji, gdy Ameryka prowadzi dwie wojny naraz i gdy Obama będzie zaabsorbowany problemami ekonomicznymi, jest ważne, że na kluczowe stanowiska mianowano polityków doświadczonych. Są to ludzie starsi, po sześćdziesiątce, którzy pełnili już bardzo wysokie stanowiska - powiedział w telewizji CNN czołowy publicysta polityczny tygodnika "New Republic" Peter Beinart.