W pierwszych reakcjach władze w Kabulu i Islamabadzie z zadowoleniem przyjęły amerykańską strategię. Prezydent Obama oznajmił, że wysyła do Afganistanu kolejnych 4000 żołnierzy, które mają tam szkolić miejscowe siły bezpieczeństwa. Wcześniej, zaraz po objęciu urzędowania, Obama wysłał już do Afganistanu dodatkowych 21 000 żołnierzy. Liczba wojsk amerykańskich w Afganistanie wzrośnie tym samym do ok. 60 000. Będą one stanowić dwie trzecie wszystkich zagranicznych wojsk w tym kraju - reszta to siły członków NATO uczestniczące w operacji sojuszu (w tym m.in. polski kontyngent, który ma się zwiększyć do 2000 żołnierzy). Obama podkreślił, że wzmocnienie sił międzynarodowych jest konieczne, gdyż posiadający swoje bazy w Afganistanie i Pakistanie talibowie i Al-Kaida stanowią nadal ogromne zagrożenie, przygotowując kolejne ataki terrorystyczne. Dodał, że zwróci się wkrótce znowu do sojuszników USA o przysłanie dodatkowych posiłków wojskowych. - Jeżeli rząd Afganistanu upadnie i władzę przejmą talibowie, albo pozwoli swobodnie działać Al-Kaidzie, kraj ten znowu będzie bazą dla terrorystów - powiedział. W słowach przypominających niekiedy twardą retorykę swego poprzednika George'a W.Busha, prezydent oświadczył, że pokonanie Al-Kaidy jest koniecznością. - Chcę, aby naród amerykański zrozumiał, że mamy jasny cel: rozbić i pokonać Al-Kaidę w Pakistanie i Afganistanie i zapobiec jej powrotowi do tych krajów w przyszłości. To cel, który musi być osiągnięty. Nie może być bardziej słusznej sprawy. Terrorystom, którzy występują przeciw nam, mówimy: pokonamy was - zapowiedział. Amerykański prezydent ogłosił jednocześnie, że wojnę w Afganistanie traktuje jako problem regionalny, co oznacza, że ostateczne zwycięstwo wymagać będzie współpracy wielu krajów sąsiednich, z Pakistanem na czele, ale także Iranu, Rosji i Indii, a nawet pozostałych ważniejszych państw regionu, jak Arabia Saudyjska. Nowa strategia przewiduje zwiększenie pomocy dla Pakistanu. Ma on otrzymywać od USA około 1,5 mld dolarów rocznie, ale pomoc ta będzie odtąd uzależniona od spełniania przez Islamabad szeregu warunków, jak nasilenie walki z islamistami i ucięcie kontaktów niektórych agend pakistańskiego rządu z talibami. Administracja Obamy zamierza także wytyczyć konkretne zadania rządowi Afganistanu, od którego domaga się ukrócenia korupcji, nasilenia walki z handlem narkotykami, a także bardziej skutecznych starań na drodze do stabilizacji politycznej. Administracja ma bardzo krytyczny stosunek do prezydenta Hamida Karzaja. Jednym z kluczowych punktów strategii jest także inicjatywa dyplomatyczna na rzecz pojednania Indii i Pakistanu oraz skłonienie rządu pakistańskiego do przerzucenia większych sił z granicy z Indiami na pogranicze z Afganistanem. Tam właśnie bowiem, w regionach opanowanych przez niezależne klany, znajdują się bazy talibów i Al-Kaidy. Strategia administracji jest teraz przedmiotem debaty w Waszyngtonie. Wielu komentatorów bardzo sceptycznie ocenia szanse jej sukcesu. Podkreśla się, że w Afganistanie nie uda się zwyciężyć środkami militarnymi, albo wyłącznie militarnymi.