Reklama

​O włos od tragedii. Samolot nagle zaczął spadać...

W środę, 27 maja, rozpoczęło się oficjalne dochodzenie sprawie lotu, który mógł się zakończyć wielką tragedią. W samolocie singapurskich linii lotniczych przestały działać oba silniki.

Na pokładzie pechowego Airbusa A330-300 znajdowało się 182 pasażerów i 12 członków załogi. Samolot leciał z Singapuru do Szanghaju. Rejs miał miejsce 23 maja.

Problemy zaczęły się trzy i pół godziny po starcie, na wysokości 11,9 kilometrów.

"Oba silniki samolotu przeszły tymczasową awarię zasilania. Piloci postępowali zgodnie z procedurami, by przywrócić normalne funkcjonowanie silników. Rejs zakończył się szczęśliwie o godzinie 22:56 czasu lokalnego" - czytamy w oficjalnym oświadczeniu Singapore Airlines.

Oświadczenie nie oddaje jednak dramatycznych chwil, jakie przeżyli obecni na pokładzie pasażerowie. Jak podaje agencja AFP, w trakcie awarii silników airbus zaczął spadać; samolot gwałtownie obniżył pułap aż o cztery kilometry. Wszystko to miało miejsce w trakcie potężnej burzy.

Linie lotnicze zapewniają, że oba silniki firmy Rolls-Royce były dokładnie sprawdzane przed wylotem i nie wykazywały anomalii. Wszczęte właśnie dochodzenie ma wyjaśnić, dlaczego doszło do awarii silników.

Reklama

AFP
Dowiedz się więcej na temat: Airbus A-330

Reklama

Reklama

Reklama

Strona główna INTERIA.PL

Polecamy