Debata w parlamencie dotyczyła w większości Polaków, którzy - zdaniem skrajnie prawicowej, antyimigracyjnej Partii na Rzecz Wolności Geerta Wildersa - "zalewają Holandię jak z otwartego kranu". Opozycyjna Partia Pracy mówiła z kolei, że Holendrzy mają już dość Polaków, więc aby ich zniechęcić do przyjazdu, trzeba wprowadzić dla nich obowiązkowe kursy języka niderlandzkiego. Współrządzący liberałowie i chadecy straszyli, że Polacy zabierają Holendrom pracę i okradają system ubezpieczeń społecznych. Jedynie opozycyjna Zielona Lewica dziwiła się, że tak wiele mówi się w Holandii o Polakach, ale nikt nie chce z nimi rozmawiać. - Brakuje mi rozmów z polską młodzieżą. W jaki sposób komisja może pomóc im sprostać wyzwaniom, jakie ich czekają, jeśli zechcą w Holandii mieszkać? - pytał deputowany z Zielonej Lewicy Tofik Dibi. Wspierany przez demokratów z D66 zauważył, że migracja zarobkowa jest nie do powstrzymania, bo społeczeństwo się starzeje i pracownicy zagraniczni są potrzebni.