"To kompletna bzdura" - tak wyraził się Władimir Putin na konferencji prasowej w Moskwie w połowie grudnia 2013 r. Oburzenie rosyjskiego prezydenta odnosiło się do pytania, czy Rosja wysłałaby swoje wojsko na Półwysep Krymski. W obliczu protestów opozycji na Majdanie coraz donośniej rozlegały się wołania o pomoc wojskową z Moskwy. Ale to zapewnienie zdaje się już nie obowiązywać, bo na Krymie jest już rosyjskie wojsko. Tymczasowy prezydent Ukrainy Ołeksandr Turczynow wezwał prezydenta Putina, by natychmiast wstrzymał "czystą agresję wobec Ukrainy". Wszyscy zastanawiają się, jak sprawy mogły zajść tak daleko. Burzliwa historia Półwysep Krymski nad Morzem Czarnym, zajmujący obszar mniej więcej jak pół Szwajcarii, o klimacie jak Lazurowe Wybrzeże, ma bardzo burzliwą historię. Przez wieki zaludniali go Scytowie, Grecy, Tatarzy i Turcy, do czasu gdy nie przyszli Rosjanie. - Krym był zawsze oczkiem w głowie rosyjskiego imperium - twierdzi Wilfried Jilge, ekspert ds. Europy Wschodniej z lipskiego uniwersytetu w rozmowie z Deutsche Welle. Marzeniem rosyjskich carów był dostęp do Morza Czarnego i Katarzyna II Wielka urzeczywistniła to marzenie. Rosja zaanektowała Krym w 1783 roku. Dopiero w 1954 r. półwysep znalazł się administracyjnie pod władzą Ukrainy wchodzącej w skład ZSRR. Inicjatywę w tej kwestii podjął ówczesny szef KPZR Nikita Chruszczow. Eskalacja po rozpadzie ZSRR Po rozpadzie Związku Radzieckiego w 1991 roku Krym pozostał przy niepodległej Ukrainie. Wywołało to napięcia, bo dwie trzecie mieszkańców Krymu to rodowici Rosjanie. Rosyjska Duma w 1992 r. uznała decyzję Chruszczowa za nieważną i Krym ogłosił swoją niezależność od Ukrainy. Rządowi w Kijowie udało się na jakiś czas załagodzić sytuację, lecz w 1994 konflikt ponownie rozgorzał. Krym wybrał na swego prezydenta Jurija Mieszkowa, który forsował przyłączenie półwyspu do Rosji. Lecz i tym razem władzom kijowskim udało się zatrzymać Krym przy Ukrainie. Zlikwidowano urząd krymskiego prezydenta, a Mieszkow uciekł do Rosji. Spory z Rosją o podział Floty Czarnomorskiej trwał do chwili podpisania Traktatu o Partnerstwie w roku 1997. Wedle tego traktatu Rosja powinna była wycofać swą flotę z Krymu do roku 2017. Lecz w okresie sprawowania władzy przez prezydenta Wiktora Janukowycza umowę z Rosją o stacjonowaniu jej floty na Krymie przedłużono do roku 2042. Geopolityczne interesy Rosji Politolożce Gwendolyn Sasse obecna sytuacja na Krymie przywodzi na pamięć wydarzenia sprzed 20 lat. Krymscy separatyści nie są jednak "tak dobrze zorganizowani", jak w latach 90. ubiegłego wieku - twierdzi ekspertka ds. Europy Wschodniej Uniwersytetu Oxfordzkiego. Sasse, w wywiadzie dla Deutsche Welle, zaznaczyła, że są to "spontaniczne próby" wykorzystania politycznego kryzysu na Ukrainie. Nie uważa, żeby Rosjanie mieli jakiś masterplan oderwania od Ukrainy autonomicznej republiki. - Sprawy mogły zajść tak daleko, ponieważ Rosja nie jest gotowa zaakceptować suwerennych decyzji Ukrainy, by dokonywać własnych wyborów - uważa natomiast Wilfried Jilge. Moskwa traktuje opozycyjny ruch na Ukrainie jako "decyzję geopolityczną". Jeżeli Ukraina zdecyduje się na integrację z UE, zagrażałoby to putinowskiemu projektowi unii euroazjatyckiej z udziałem byłych republik radzieckich. Prorosyjska większość i Tatarzy W obecnej chwili nie ma żadnych ankiet opinii na temat, jak sami mieszkańcy Krymu postrzegaliby swoją przyszłość. Ale są liczby, mogące być wskazówką. Tylko 31 proc. mieszkańców Krymu jest za niezależnością Ukrainy. 36 proc. jest temu przeciwna - przede wszystkim Rosjanie. Są to wyniki ankiety z czerwca 2013 r., przeprowadzonej przez kijowskie Centrum im. Razumkowa. Tyle, że na Krymie mieszkają także Ukraińcy i Tatarzy, będący przeciwni separacji. Stalin nakazał w 1944 r. deportację Tatarów z Krymu do Azji Mniejszej, ponieważ rzekomo w czasie II wojny światowej mieli być kolaborantami hitlerowskich Niemiec. Od ponad 20 lat Tatarzy wracają jednak na Krym i ich grupa, licząca obecnie prawie 300 tys. osób stanowi obecnie 14 proc. wszystkich mieszkańców półwyspu. - Tatarzy krymscy są tradycyjnie proukraińscy i swą przyszłość widzą w ukraińskim państwie - twierdzi Jilge. Na demonstracji w Symferopolu już to jednoznacznie manifestowali, skandując "Krym to Ukraina". Chodzi o gaz Lecz gra na Krymie toczy się nie tylko o politykę. Jeżeli faktycznie miałoby nastąpić odseparowanie się Krymu od Ukrainy, byłby to poważny cios w gospodarkę tego kraju. Półwysep Krymski żyje co prawda z turystyki, ale nie wiadomo, jak długo jeszcze. Przyjmuje się bowiem, że są tam pokaźne złoża gazu. Rząd Ukrainy planował w 2013 roku zawrzeć umowę z międzynarodowym konsorcjum, któremu przewodzi amerykański koncern energetyczny ExxonMobil, o eksploatacji gazu i ropy naftowej na Morzu Czarnym. Podpisanie umowy jednak przesunięto. Od roku 2017 planuje się wydobycie do 10 miliardów metrów sześciennych gazu, zapowiadało kijowskie ministerstwo energii. To w dużym stopniu zmniejszyłoby uzależnienie Ukrainy od dostaw gazu z Rosji. Roman Gonczarenko/Małgorzata Matzke/red.odp.: Alexandra Jarecka - Redakcja Polska Deutsche Welle