Syryjska rebelia narodziła się w marcu 2011 roku jako pokojowy, świecki ruch protestu. Akcentów bardziej religijnych zaczęła nabierać kilka miesięcy później, gdy do konfliktu włączyli się konserwatywni sunnici, zamieszkujący głównie tereny wiejskie. "W ostatnich miesiącach zaczęły powstawać większe, lepiej zorganizowane i uzbrojone organizacje militarne głoszące hasła dżihadu (...). Wyraźną islamską retorykę przejmują także mniej religijne grupy oporu", ponieważ daje ona szansę na lepsze finansowanie z zagranicy - zaznacza "NYT". To właśnie do grup muzułmańskich radykałów, salafitów, trafia obecnie najwięcej środków, głównie z krajów Zatoki Perskiej (Arabia Saudyjska, Katar i inne), które swą hojność uzależniają od głoszenia radykalnych haseł religijnych - zwraca uwagę gazeta. Taka sytuacja wydaje się potwierdzać obawy administracji USA, która ogranicza wsparcie dla syryjskiej opozycji, ponieważ nie chce, by pomoc trafiała do islamskich radykałów. Z kolei zdaniem części Syryjczyków, którzy chcą świeckiej rewolucji, winę za jej radykalizację ponosi Zachód, który odmówił jej wsparcia. Wiele uwagi poświęca się obecności zagranicznych bojowników Al-Kaidy w Syrii, od kiedy w połowie lipca powstańcy, przyznający się do powiązań z tą organizacją terrorystyczną, pomogli zdobyć przejście graniczne Bab al-Hawa na granicy z Turcją - zauważa "NYT". Jednak z szacunków samych bojowników i innych źródeł wynika, że spośród 50 tys. powstańców mniej niż tysiąc przybyło spoza Syrii, nie wszyscy są powiązani z Al-Kaidą (część chce jedynie przysłużyć się syryjskiej rewolucji) i często nie potrafią oni zdobyć poparcia wśród miejscowej ludności. Islamskie hasła przyciągają bojowników do Syrii, ponieważ sunnicka większość walczy tu przeciw uprzywilejowanej mniejszości alawitów, którzy przez ortodoksyjnych muzułmanów uważani są za heretycki odłam szyizmu - pisze "NYT". W ten sposób powstanie przeciw autokratycznemu prezydentowi Asadowi nabiera szerszego kontekstu religijnego, w którym nie chodzi już o Syrię, lecz o zwycięstwo salafickich postulatów - dodaje dziennik. "Takie podejście wywołuje sprzeciw (syryjskich) bojowników przyzwyczajonych do łagodniejszej, syryjskiej odmiany islamu" - podkreśla "NYT", powołując się na działacza zbiegłego do Turcji. Według gazety między tymi odłamami opozycji toczy się teraz walka o władzę: ekstremiści "atakujący rząd (Syrii) w imię religii chcą większych wpływów", podczas gdy pozostali "chcą ich rolę ograniczyć". "Podobnie jak w Iraku tak i tu im dłużej potrwa konflikt, tym więcej ekstremistów się ujawni" - przewiduje "New York Times".