W zeszłym tygodniu żołnierze piechoty morskiej (marines) przywieźli do afgańskiej prowincji Helmand nowe wyposażenie, m.in. składane przenośne panele słoneczne i zasilane energią słoneczną ładowarki do komputerów i sprzętu telekomunikacyjnego. Wiosną siły zbrojne USA poprosiły producentów o przedstawienie sprzętu, który mógłby być przydatny na polu walki i wybrała kilka produktów do dalszego testowania. Chce sprawdzić m.in., czy systemy chłodnicze poradzą sobie z temperaturą blisko 50 stopni Celsjusza oraz czy wbudowane panele słoneczne uczynią namioty bardziej widocznymi dla obcych radarów. Marines eksperymentują z zasilanymi energią słoneczną systemami oczyszczania wody, badają też szanse zbudowania małej elektrowni na biopaliwa, która wykorzystywałaby lokalne uprawy, na przykład afgańskiego maku. Ray Mabus, odpowiadający w amerykańskim resorcie obrony za marynarkę wojenną, chce by do 2020 roku ze źródeł odnawialnych pochodziło 50 proc. energii dla floty wojennej oraz piechoty morskiej, w tym energia w bazach oraz paliwo dla samochodów i okrętów. - Paliwa kopalne to główny towar, który wwozimy do Afganistanu i chronienie tego paliwa odciąga żołnierzy od robienia tego, po co zostali tam wysłani - uważa Mabus. Jak podaje "NYT", chociaż armia kupuje benzynę po cenie ponad 1 dolara za galon (3,8 litra), to dostarczenie tej ilości paliwa do niektórych oddalonych baz w Afganistanie kosztuje 400 dolarów.