16 lutego 2017 roku podczas konferencji prasowej w Białym Domu jeden z reporterów zapytał Donalda Trumpa: "Czy wiadomo panu cokolwiek o tym, by którykolwiek z pana doradców podczas kampanii wyborczej miał kontakty z Rosjanami?". "Nie. Nikt, o kim bym wiedział. Nikt" - odparł prezydent. To samo powiedział Jeff Sessions, ale już pod przysięgą w Senacie. Zapytany o ewentualne kontakty sztabu wyborczego Trumpa, którego był członkiem, a Rosjanami, odpowiedział: "Nic mi nie wiadomo o tego typu działaniach". Tymczasem, jak wynika z dokumentów ujawnionych przez Departament Sprawiedliwości, 31 marca 2016 roku odbyło się spotkanie w sztabie wyborczym Donalda Trumpa, na którym George Papadopoulos - obecnie współpracujący ze śledczymi - przedstawił perspektywy współpracy z Kremlem. Mówił m.in. o swoich rosyjskich kontaktach w Londynie. Trump miał słuchać "z zainteresowaniem", natomiast Sessions miał się stanowczo sprzeciwić temu pomysłowi i zalecić, by "nikt o tym nie mówił". Taką wersję przebiegu spotkania potwierdził obecny na nim J. D. Gordon, jeden z doradców sztabu. Prawnik Białego Domu, Ty Cobb, skrytykował media za to, że dają wiarę rewelacjom Papadopoulosa, który przyznał się do krzywoprzysięstwa (kłamał na temat braku kontaktów sztabu z Rosjanami; przyłapany zaczął współpracować). "Dowody sugerują, że pojawił się na jednym spotkaniu, powiedział coś o Rosji i został uciszony przez wszystkich obecnych w pokoju" - oznajmił Cobb. Przypomnijmy, że w poniedziałek (30 października) zatrzymani zostali: były szef sztabu wyborczego Trumpa Paul Manafort i jego bliski współpracownik Rick Gates. Zarzuca im się m.in. "konspirację przeciwko USA, pranie brudnych pieniędzy czy oszustwa podatkowe". Ich zeznania mają być kluczowe w "rosyjskim" dochodzeniu Muellera. Jak czytamy w "The New York Times", Biały Dom spodziewa się, że zarzuty usłyszy również inny były współpracownik Donalda Trumpa - generał Michael Flynn, który zataił zarówno kontakty z Rosjanami, jak i otrzymywane od nich pieniądze. (mim)