"Na niebezpieczeństwo bardzo narażone są Gruzja, Mołdawia, Armenia, Azerbejdżan i Azja Środkowa" - uważa cytowany przez nowojorski dziennik były wysokiej rangą doradca NATO Chris Donnelly. Dodał on, że "państwa bałtyckie są o wiele mniej narażone, lecz nacisk wciąż będzie wywierany na Polskę i Europę Środkową"."Strategię będzie łatwiej zrealizować w pobliżu rosyjskiego terytorium, gdzie mogą zostać skoncentrowane duże i budzące grozę siły i gdzie rosyjskie wojsko może z łatwością rozmieścić siły specjalne" - pisze gazeta. Rosyjska strategia z XXI wieku "NYT" przypomina, że sekretarz stanu USA John Kerry oskarżył Rosję o uprawianie XIX-wiecznej polityki w związku z anektowaniem Krymu. "Ale zachodni eksperci - jak zauważa gazeta - którzy śledzili sukces rosyjskich sił w realizowaniu polityki prezydenta Władimira Putina na Krymie i na wschodniej Ukrainie doszli do innego wniosku odnośnie do rosyjskiej strategii militarnej". Uważają oni, że wojsko, którego stan od upadku Związku Sowieckiego pogarsza się, teraz umiejętnie wdraża taktyki XXI wieku, łączące wojnę cybernetyczną, wojnę propagandową oraz wykorzystanie najlepiej wyszkolonych sił do prowadzenia operacji specjalnych, by przejąć inicjatywę od Zachodu. "Podczas interwencji na Krymie - pisze nowojorski dziennik - Rosjanie wykorzystali niezapowiadane wcześniej ćwiczenia wojskowe, żeby odwrócić uwagę i ukryć przygotowania. Następnie specjalnie wyszkoleni żołnierze, w nieoznakowanych mundurach, szybko przemieszczali się, żeby zabezpieczyć kluczowe obiekty". "Gdy operacja była w toku, siły rosyjskie odcinały kable telefoniczne, utrudniały komunikację i stosowały cyberataki, żeby odciąć ukraińskie siły wojskowe na półwyspie" - dodaje "NYT". Jak ujął to w niedawnym wywiadzie dowódca połączonych sił NATO w Europie generał Philip Breedlove, Rosjanie "odłączyli ukraińskie siły na Krymie od dowodzenia i kontroli". Po ugruntowaniu kontroli na Krymie - pisze amerykański dziennik - Kreml zastosował nachalną kampanię medialną, żeby wzmocnić swój przekaz, iż rosyjska interwencja była konieczna do ocalenia ludności rosyjskojęzycznej przed prawicowymi ekstremistami i chaosem na Ukrainie. Gdy tylko administracja prezydenta Baracka Obamy zażądała wycofania się Rosji z Krymu, Kreml podniósł stawkę, rozmieszczając ok. 40 tysięcy żołnierzy w pobliżu wschodniej granicy Ukrainy - dodaje "NYT". "Zaraz po tym Rosjanie wysyłali na Ukrainę niewielkie, dobrze wyposażone ekipy, by przejmowały budynki państwowe, które mogły następnie trafiać w ręce lokalnych bojówek i zwolenników" Moskwy - wskazuje dziennik, powołując się na przedstawicieli amerykańskich władz. "Atakowano posterunki policji i budynki MSW, gdzie była zmagazynowana broń, która mogła zostać przekazana lokalnym stronnikom" Rosji.