"Facebook, jedno z głównych narzędzi służących działaczom do zwoływania do protestów i dzielenia się informacjami, nie chce być postrzegany jako opowiadający się po jednej ze stron (konfliktu), gdyż martwi się, że niektóre kraje, np. Syria (gdzie użytkownicy dopiero od kilku dni mają bezpośredni dostęp do portalu), wprowadziłyby ograniczenia na korzystanie z portalu lub dokładniej kontrolowałyby użytkowników" - ocenia dziennik, powołując się na anonimowych kierowników firmy, którzy nie chcieli ujawnić swoich nazwisk, gdyż omawiali wewnętrzne sprawy portalu. Według "NYT", Facebook nie ma zamiaru zmieniać swojej polityki, nakazującej użytkownikom zapisywanie się na portal używając prawdziwej tożsamości. Według przedstawicieli Facebooka, ograniczenia te chronią użytkowników przed oszustwem. Jednak zdaniem działaczy praw człowieka, mogą one ułatwiać władzom niektórych krajów eliminowanie buntów. Nowojorska gazeta przypomina, że Facebook w listopadzie 2010 r. zamknął jedną z najbardziej popularnych egipskich stron nawołujących do protestów, ponieważ Wael Ghonim - jeden z najważniejszych organizatorów antyrządowych manifestacji i symbol rewolucji - złamał zasady korzystania z portalu, używając do stworzenia profilu pseudonimu i następnie administrował za jego pomocą tę stronę. "NYT" podkreśla, że biorąc pod uwagę obowiązujący w Egipcie stan wyjątkowy, który ograniczał wolność słowa, używając prawdziwego nazwiska Ghonim mógłby narazić na niebezpieczeństwo siebie i innych organizatorów protestów. Dziennik zaznacza, że gdy egipskie władze odkryły rolę Ghonima w zwoływaniu demonstracji, na 12 dni wsadziły go do aresztu. W zeszłym tygodniu demokratyczny senator Richard J. Durbin z Illinois wezwał portal społecznościowy do podjęcia "natychmiastowych i namacalnych kroków", które pomogłyby chronić demokrację i obrońców praw człowieka. Wiceprezes Facebooka ds. globalnej komunikacji, marketingu i polityki społecznej Elliot Schrage odmówił dyskusji na temat roli medium w ostatnich przewrotach. W krótki oświadczeniu napisał: "Byliśmy świadkami tego, jak odważni ludzie w każdym wieku zebrali się i dokonali głębokich zmian w ich kraju. Z pewnością istotnym narzędziem była technika, ale wierzymy, że najbardziej liczyła się odwaga i determinacja tych ludzi". "NYT" nie umniejszając roli YouTube'a i Twittera podczas manifestacji w Egipcie, zaznacza, że to głównie na Facebooku manifestujący zamieszczali informacje o nadużyciach policji, a następnie zbudowali internetową społeczność, która rozpoczęła protesty 25 stycznia br., doprowadzając ostatecznie do ustąpienia prezydenta Hosniego Mubaraka.