Zakażenia wywołują nowe szczepy koronawirusów, które dotychczas były odpowiedzialne za 10 - 20 proc. niegroźnych na ogół przeziębień. Ich nazwa wywodzi się z łac. corona, oznaczającego koronę, ponieważ podobny kształt mają otoczki wirusów oglądanych pod mikroskopem elektronowym. Należą one do tej samej grupy co powodujący wyjątkowo groźne zapalenie płuc wirus SARS. Dotychczas na całym świcie zarejestrowano jedynie 11 przypadków zakażeń wywołanych przez nowe koronawirusy, do których doszło w Arabii Saudyjskiej i Jordanii, a zawleczonych również do Wielkiej Brytanii i Niemiec. Do wszystkich infekcji dochodziło po kontakcie z zainfekowanymi zwierzętami (jeszcze ich nie zidentyfikowano - PAP). Najczęstszym objawem choroby było zapalenie płuc, jedynie u niektórych osób doszło do ostrej niewydolności nerek. Zmarło dotąd pięciu pacjentów. BBC informuje, że u mężczyzny przebywającego w Wielkiej Brytanii po raz pierwszy wykryto nowy szczep koronawirusów, którymi się zaraził od swego ojca. Osoba ta nie wyjeżdżała wcześniej na Bliski Wschód, gdzie najczęściej dochodziło do zakażeń nowymi zarazkami. Mężczyzna ten przebywa na oddziale intensywnej terapii w Queen Elizabeth Hospital w Birmingham. Miał osłabioną odporność, co niewątpliwie sprzyjało zakażeniu. Na razie nie doszło do przeniesienia zakażenia na jakąkolwiek osobę personelu medycznego szpitala. To trzeci taki przypadek wykryty w Wielkiej Brytanii. W 2012 r. zarazek wyizolowano z organizmu 49-letniego mężczyzny, który przyjechał na leczenie z Kataru, a wcześniej przebywał w Arabii Saudyjskiej. Druga osoba zaraziła się podczas pobytu na Bliskim Wschodzie oraz w Pakistanie. Prof. John Watson, szef Health Protection Agency (HPA) przyznał, że niepokojące są wszelkie przypadki zakażeń wywołujących groźne skutki. Jeszcze bardziej niepokojące są podejrzenia, że mogą się one przenosić między ludźmi. - Nadal jednak uważamy, że ryzyko rozprzestrzenienia się nowych koronawirusów jest niewielkie - zapewnia specjalista. Nawet jeśli można się nim zarazić od innych ludzi, to przynajmniej na razie nie widać, żeby były one szczególnie agresywne. Jego zdaniem nie ma podstaw, by podejrzewać, że faktycznych zakażeń, o łagodniejszym przebiegu, jest dużo więcej, a te, które wykryto to jedynie "wierzchołek góry lodowej". - Nie ma powodu, żeby bić na alarm - zapewnia również prof. John Oxford, wirusolog z Queen Mary Hospital University of London. Specjalista uważa, że niepokojące byłoby, gdyby od chorego w szpitalu zaraziła się jakaś osoba z nim niespokrewniona, np. pielęgniarka lub lekarz. Prof. Ian Jones z University of Reading podkreśla, że nie można na razie mówić o groźbie nowej pandemii.