Juncker ma zastąpić na stanowisku przewodniczącego Komisji Portugalczyka Jose Barosso. Decyzja państw UE w sprawie jego nominacji nie będzie jednak jednomyślna, jak miało to miejsce w przeszłości przy wyborze szefa KE. Przeciwny Junckerowi jest bowiem premier Wielkiej Brytanii David Cameron; uważa on centroprawicowego polityka z Luksemburga za zwolennika zbyt głębokiej integracji UE, który nie podoła potrzebom reformowania Wspólnoty. Brytyjskiemu premierowi nie podoba się też to, że kandydatura Junckera została wskazana przez centroprawicową Europejską Partię Ludową w czasie kampanii wyborczej do Parlamentu Europejskiego.Najpewniej decyzja w sprawie Junckera zapadnie w głosowaniu. Do jej podjęcia konieczne jest poparcie kwalifikowanej większości głosów państw UE. Camerona wesprze być może premier Węgier Viktor Orban, ale wspólnie nie zdołają oni zablokować decyzji. Cameron ostrzegł w czwartek, że pozostali przywódcy wybrali "niewłaściwe podejście" do spraw europejskich. "Rozważają oni wybór kogoś, komu trudno będzie być głosem na rzecz reform i zmiany w Europie. W czasie, gdy opinia publiczna i nasze kraje domagają się reform, mamy uczynić krok, który moim zdaniem, jest błędny" - powiedział Cameron, cytowany przez brytyjskie media. Już wcześniej ostrzegał on też, że wybór Junckera na szefa KE może skłonić Brytyjczyków do głosowania za opuszczeniem UE w zapowiedzianym na 2017 rok referendum. Pozostali przywódcy chcą jednak uniknąć wrażenia, że Wielka Brytania jest w Unii izolowana. Niemiecka kanclerz Angela Merkel zasugerowała ustępstwa wobec Londynu w debacie o polityce UE na najbliższe lata. "Myślę, że możemy znaleźć kompromisy z Wielką Brytanią i trochę wyjść jej naprzeciw" - oceniła. Aby uniknąć dodatkowych sporów o obsadę innych najwyższych stanowisk w UE, jak szef unijnej dyplomacji i przewodniczący Rady Europejskiej, decyzje w tej sprawie odłożono do czasu dodatkowego szczytu, który ma się odbyć 17 lipca. Na marginesie unijnego szczytu w piątek podpisane zostaną też umowy stowarzyszeniowe między UE a Gruzją i Mołdawią, a także druga, gospodarcza część umowy z Ukrainą, dotycząca przede wszystkim utworzenia strefy wolnego handlu. Pierwszą, polityczną część porozumienia z Ukrainą podpisano już w marcu, co było sygnałem wsparcia dla władz w Kijowie w okresie zaostrzających się napięć z Rosją i kryzysu politycznego. Sytuacja na Ukrainie będzie ważnym tematem obrad drugiego dnia szczytu UE. Ukraiński prezydent Petro Poroszenko ma zdać przywódcom unijnym sprawozdanie na ten temat. Według projektu dokumentu końcowego szczytu UE wyrazi poparcie dla planu pokojowego prezydenta Ukrainy Petra Poroszenki i ponownie wezwie Rosję do powstrzymania napływu broni i bojowników przez granicę na wschodnią Ukrainę. W dokumencie znajdzie się groźba zaostrzenia sankcji wobec Rosji, ale - według unijnych dyplomatów - jest mało prawdopodobne, by zapadły konkretne decyzje w tej sprawie. Dyplomaci zwracają też jednak uwagę na zaostrzenie stanowiska Niemiec wobec Rosji. "Będziemy rozmawiać o tym, jak daleko powinniśmy posunąć się z sankcjami oraz jak duże postępy (na Ukrainie) osiągnięte zostaną w nadchodzących godzinach. Decyzje mogą zapaść jutro (w piątek) w świetle sprawozdania, które przedstawi prezydent Ukrainy" - powiedziała Merkel w czwartek, przed rozpoczęciem szczytu UE. Do tej pory UE wprowadziła w związku z kryzysem ukraińskim sankcje wizowe i finansowe wobec 61 osób w Rosji i na Ukrainie oraz dwóch spółek na zaanektowanym przez Rosję Krymie. Zagroziła również sankcjami gospodarczymi wobec Rosji, jeśli będzie ona dalej destabilizować Ukrainę.