Do zdarzenia doszło w czwartek w biały dzień na jednej z ulic w Bronksie. Dzieci były tuż obok swojego domu, gdy wpadł na nie uciekający przed uzbrojonym i całkowicie zamaskowanym mężczyzną człowiek. Dzieci upadły wraz z nim na ziemię i zasłoniły go przed napastnikiem. Chłopiec wstał i chciał odbiec, ale siostra złapała go za rękę, zmusiła by się schyli i objęła. Wówczas uzbrojony mężczyzna oddał kilka strzałów w kierunku próbującego uciekać 24-latka. Dzieciom cudem nic się nie stało. Napastnik uciekł dzięki pomocnikowi, który czekał na niego na skuterze. W sobotę policja opublikowała ich wizerunki informując, że próba zabójstwa była elementem toczącej się w tym rejonie wojny gangów. - Zastrzelą każdego, o każdej porze, nawet na oczach dzieci. Do tego stopnia zmieniło się to miejsce - powiedział Rodney Harrison szef policji z nowojorskiego Bronksu. Dodał, że potrzeba więcej oficerów policji, by powstrzymać wzrastającą przestępczość. Poszkodowany 24-latek z ranami nóg i pleców trafił do szpitala. Jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Lokalni mieszkańcy nie chcą współpracować z policją, niechętnie rozmawiają również z dziennikarzami, obawiając się kary ze strony członków gangu - informuje portal nbcnewyork.com. Z danych nowojorskiej policji wynika, że liczba strzelanin w mieście wzrosła o 64 proc. w ciągu ostatniego roku. Do niedzieli odnotowano ich 634.