Nie wszyscy zastosowali się do zarządzeń o obowiązkowej ewakuacji. Niektórzy śmiałkowie w poniedziałek wciąż spacerują po nowojorskich plażach. Indagowani, dlaczego nie opuścili zagrożonych terenów, mówili wczesnym popołudniem, że nie widzą jeszcze nic groźnego. Inni powołują się na doświadczenia z poprzednich huraganów, kiedy to ostrzeżenia przed zagrożeniami okazały się przesadzone. Mają nadzieję, że podobnie będzie i tym razem, i nie zwracają uwagi na przestrogi władz i nowojorskich mediów. Tysiące mieszkańców Nowego Jorku, bagatelizując wszelkie ostrzeżenia, spacerowało na zamkniętej dla pojazdów sześciopasmowej drodze szybkiego ruchu przebiegającej przez Manhattan. Niektórzy tańczyli nawet na asfalcie. - Śmiejemy się Sandy prosto w nos i po prostu tańczymy - mówiła młoda kobieta, która przyszła z córeczką. Niektórzy mieszkańcy miasta nie kryli jednak niepewności i zdenerwowania. Na Manhattanie, niezależnie od innych problemów, silny wiatr stwarza groźbę strącenia potężnych dźwigów przy wznoszonych wieżowcach. Policja i straż pożarna zablokowały z tego powodu okolice 57 Ulicy i 7 Alei. Ewakuowano mieszkańców pobliskich domów. - To jest przerażające - mówiła kobieta przechodząca kilkadziesiąt metrów od dźwigu chwiejącego się na wietrze. Jak powiedziała PAP mieszkająca przy 5 Alei koło Rockefeller Center Ewa Penson, na reprezentacyjnej arterii Nowego Jorku ok. godz. 13 było wietrznie, padała mżawka i była słaba widoczność. - Na ulicy nie ma prawie nikogo. Jest tak opustoszała, jak wcześnie rano w Nowy Rok. W mojej okolicy wszystko jest pozamykane oprócz siłowni Equinox - dodała. Warunki w mieście coraz bardziej się pogarszają. Mieszkający na 15 piętrze przy 4 Ulicy i Alei A, ok. półtora kilometrów od Wschodniej Rzeki (East River) Andrzej Józef Dąbrowski mówił w niecałe dwie godziny później, że na Manhattanie wieje ostry wiatr i pada ulewny deszcz, a przez okno niewiele widać. Na ulicy widać było jedynie pojedynczych przechodniów oraz jednego śmiałka jadącego na rowerze. Więcej samochodów parkowało aniżeli było w ruchu. Zamknięte były wszystkie sklepy z wyjątkiem alkoholowego oraz supermarketu spożywczego Key Food. - W ciągu 24 lat pobytu w Nowym Jorku przeżyłem kilka huraganów. Wydaje mi się, że ten będzie najgroźniejszy. Nigdy wcześniej nie widziałem na przykład, żeby ludzie wzmacniali szyby w oknach paskami z taśmy tak jak w czasie II wojny światowej - skonstatował. Nowojorska giełda pozostanie także we wtorek zamknięta. Ze względu na zawieszenie komunikacji miejskiej maklerzy nie mogliby dotrzeć do miejsca pracy, a w dodatku budynki giełdy znajdują się na terenie zagrożonym powodzią - oświadczył administrator giełdy NYSE Euronext. Przed godz. 15 ulice Greenpointu, gdzie wciąż pozostało wielu Polaków, były opustoszały. Calier Street, gdzie mieszka Jagoda Przybylak, była zupełnie pusta. - Nie widzę na razie na razie nic niebezpiecznego. Dopiero po rozkołysanych konarach drzew widać, jak silny jest wiatr. Wygląda na to, że człowiek jest bezpieczny w swojej kajucie, ale dopiero za kilka godzin zobaczymy, co będzie dalej - oceniła. W sąsiedztwie otwartych było tylko kilka polskich sklepów spożywczych. Nieczynny był natomiast zawsze gotów na przyjęcie klientów Dunkin Donuts. Według prognoz najgorsze ma nastąpić dopiero ok. godziny 19-20. Huragan ma uderzyć wiatrem o prędkości 130 do 160 km/godz. i opadami deszczu do 20 centymetrów. Telewizja informowała o zniszczeniach na terenach w pobliżu Atlantyku, w tym na Long Island i Coney Island. Uszkodzone są odcinki plaż, powalone drzewa, zalane niektóre ulice. W mieście bez prądu było w poniedziałek po południu blisko 2600 osób, a na Long Island ponad 34 tysiące. Komentatorzy ostrzegają, że wskutek huraganu mogą szczególnie ucierpieć najniżej położone dzielnice. Meteorolodzy ostrzegają przed rekordową powodzią. Wielkość fal na Oceanie Atlantyckim może przekraczać sześć metrów. Przypływ może natomiast doprowadzić do zalania obszarów wzdłuż Wschodniej Rzeki. Woda morska może przedostać się także do systemu metra, powodując uszkodzenia. Według prognoz mieszkańcy Nowego Jorku będą mogli odetchnąć dopiero we wtorek koło południa, gdy apogeum przesunie się poza miasto. Z Nowego Jorku Andrzej Dobrowolski (PAP)