Związek transportowców chce 18-procentowej podwyżki płac w ciągu najbliższych 3 lat. Władze Nowego Jorku nie chcą się na to jednak zgodzić. Protest byłby katastrofą dla finansów miasta, byłby także bardzo niebezpieczny dla ludzi w nim mieszkających - z powodu korków, kłopoty z dojazdem miałyby z pewnością wozy strażackie czy karetki. - Strajk zaszkodziłby także samym związkowcom - mówił burmistrz Nowego Jorku, Michael Bloomberg. Zgodnie z obowiązującym prawem, pracownikom sektorów publicznych nie wolno strajkować. Władze miasta zagroziły transportowcom surowymi karami, jeśli złamią te zasady. Mimo tych gróźb prawie 7 mln ludzi, którzy dojeżdżają do pracy i szkół z niepokojem czekało na rozwój wydarzeń. Teraz, przynajmniej na razie, nie mają powodów do zmartwień.