- Uważamy, że sankcje znacznie wpłyną na operacje tych firm, ograniczając ich zdolność finansowania działalności z amerykańskich instytucji finansowych. Firmy te prowadzą swe operacje głównie w dolarach - powiedziała w czwartek na telekonferencji dyrektor wydziału europejskiego i euroazjatyckiego w Departamencie Stanu Victoria Nuland.Zwróciła też uwagę, że sankcje godzą m.in. w firmy zbrojeniowe zaopatrujące w broń prorosyjskich separatystów na wschodzie Ukrainy. Sankcje ogłosił w środę prezydent Barack Obama. Po raz pierwszy objęto nimi największe firmy rosyjskie, mocno związane z Kremlem - producenta ropy naftowej Rosnieft, drugiego co do wielkości producenta gazu ziemnego Nowatek, bank prowadzący operacje finansowe Gazpromu, czyli Gazprombank oraz bank VEB (Wnieszekonombank). Na podstawie sankcji, firmy te nie będą mogły otrzymywać długo- i średnioterminowych kredytów z amerykańskich instytucji finansowych. Komentatorzy uznali je jednak za posunięcie raczej symboliczne. Zwracają uwagę, że nie przewidują one np. zamrożenie aktywów firm w bankach w USA, ani wstrzymania krótkoterminowego finansowania operacji bieżących. Mimo to sankcje wywołały tąpnięcie na rynkach finansowych na całym świecie. Powodem są obawy, że oznaczają one wzrost napięcia między Rosją a Zachodem i sygnalizują zaostrzenie kryzysu ukraińskiego. Poprzednio pojawiały się sygnały złagodzenia kursu rosyjskiego prezydenta Władimira Putina, jak cofnięcie mu przez parlament - na jego własną prośbę - upoważnienia do inwazji na Ukrainę. Na telekonferencji Nuland podkreśliła, że sankcje są odpowiedzią na niedotrzymywanie przez Rosję porozumień w sprawie cofnięcia wojskowego poparcia dla separatystów na Ukrainie. "Staramy się współpracować z Europą nad deeskalacją konfliktu ukraińskiego. Mimo naszych wysiłków nie udało się, niestety, przekonać Rosji, aby przestała dostarczać broń separatystom i dlatego wprowadziliśmy sankcje" - powiedziała. Nuland dodała, że "nie jest to preferowany kurs" dla Waszyngtonu. Podkreśliła, że USA chcą mieć dobre stosunki z Rosją, ale wobec kontynuacji rosyjskiej pomocy dla separatystów - jak powiedziała - rząd USA "uznał, że nie możemy być bierni", ponieważ działania Rosji "zagrażają stabilizacji w Europie". Przyznała jednak, że Waszyngton nie oczekuje, by sankcje przyniosły szybki efekt w postaci zmiany polityki Moskwy. - Po każdym zastosowaniu sankcji upływa trochę czasu, zanim ich efekt jest odczuwalny. Nikt nie oczekuje zmiany polityki z dnia na dzień - oświadczyła. Zapytana, czy jest usatysfakcjonowana sankcjami przeciw Rosji zapowiadanymi przez Unię Europejską - słabszymi niż amerykańskie - Nuland odpowiedziała, że środki, które podjęła UE będą miały znaczny wpływ na gospodarkę rosyjską i na europejskie inwestycje w Rosji. Niektóre koła gospodarcze w Europie są krytyczne wobec sankcji przeciwko Rosji twierdząc, że podważą one zaufanie do całego, globalnego systemu finansowego. Nuland odrzuciła ten argument mówiąc, że w swoich sankcjach USA "używają skalpela, a nie młotka". "Środki, które podjęliśmy, mają mieć maksymalne oddziaływanie na rosyjską gospodarkę, a minimalne tylko na szerszy system finansowy". Na pytanie, czy USA rozważają zwiększenie pomocy wojskowej dla Ukrainy w razie eskalacji konfliktu z Rosją, przedstawicielka Departamentu Stanu przypomniała tylko, w jaki sposób USA pomagają na razie rządowi w Kijowie. - Dostarczamy nieśmiercionośnego wsparcia siłom ukraińskim. Na prośbę Kijowa oceniamy ukraińskie siły bezpieczeństwa i pomagamy w ich szkoleniu - powiedziała Nuland.