"To słuszna decyzja, dzięki której <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-nowa-zelandia,gsbi,4263" title="Nowa Zelandia" target="_blank">Nowa Zelandia</a> będzie w o wiele większej zgodzie z polityką humanitarną innych krajów rozwiniętych" - powiedziała Ardern. Przez 30 lat nowozelandzkie władze rocznie wpuszczały do kraju 750 osób potrzebujących międzynarodowej ochrony. W 2018 roku próg ten podniesiono do 1 tys. osób. Ardern podkreśliła, że nie spodziewa się negatywnych reakcji społeczeństwa na uchodźców, jakie można było obserwować np. w Niemczech. "Mamy jedne z najlepszych wyników na świecie, jeśli chodzi o sprowadzanie (uchodźców) do kraju" - zaznaczyła szefowa rządu, dodając, że w Nowej Zelandii państwo zapewnia przybyszom kompleksowe wsparcie m.in. w zdobyciu dobrego mieszkania czy w skutecznej integracji z lokalną społecznością. Obecnie władze Nowej Zelandii skupiają się głównie na przesiedlaniu uchodźców z państw regionu Azji i Pacyfiku, ale w przyszłości pod uwagę mogą zostać wzięte inne regiony - przekazał minister ds. bezpieczeństwa i imigracji Iain Lees-Galloway. Planowane zwiększenie liczby przyjmowanych uchodźców ogłoszono w czasie, gdy rząd spodziewa się, że ogólna imigracja do kraju spadnie z niemal rekordowego poziomu ok. 70 tys. osób do niewiele ponad 50 tys. w 2020 roku. Decyzja rządu w Wellington nie poprawi raczej sytuacji ponad 600 uchodźców, który po nieudanej próbie przeprawienia się łodziami do Australii zostali umieszczeni w obozie dla uchodźców na pacyficznej wysepce Nauru - zauważa agencja Associated Press. Nowa Zelandia zaproponowała przyjęcie części uchodźców, jednak władze w Canberze odmawiają z obawy, że ostatecznie osoby te i tak będą chciały przyjechać do Australii.