Spadł na pole w pobliżu Carterton ok. 80 km na północny wschód od stolicy - Wellington. Katastrofy, do której doszło przed 7.30 w sobotę rano (piątek 19.30 czasu warszawskiego), nie przeżył nikt z 11 osób, które znajdowały się w gondoli balonu. Świadkowie, na których powołują się lokalne media, mówią, że przed upadkiem balonu widzieli, że jego jedna strona płonie, i że sterujący próbował podnieść balon, który spadał na ziemię z zawrotną prędkością. Przedstawiciel miejscowej policji Mike Rusbatch powiedział, że w balonie znajdowało się pięć par z regionu Wellington i pilot i że dwie osoby albo wyskoczyły albo wypadły z gondoli na krótko przed zderzeniem z ziemią. Policja, która ogrodziła miejsce upadku, nie podała nazwisk ofiar, gdyż najpierw musi powiadomić bliskich. Mieszkaniec tej okolicy Sean Barnes powiedział, że pilot, który, jak podały media, nazywa się Lance Hopping, jest bardzo dobrze znany, że często ludzie z nim latali. To najtragiczniejszy nowozelandzki wypadek powietrzny od roku 1979, gdy samolot nowozelandzkich linii lotniczych McDonnell Douglas DC-10 rozbił się na Antarktydzie o wulkan Erebus. Zginęło wówczas 257 osób. Policja powiedziała, że na razie nie ma danych, by orzec, co spowodowało katastrofę, do której doszło rano, w pogodny dzień przy minimalnym wietrze. Region, gdzie doszło do tragedii, jest znany z lotów balonowych.