Jak wynika z danych nowozelandzkiej komisji wyborczej po przeliczeniu 100 proc. głosów, centrolewicowe ugrupowanie zdobyło poparcie 1,17 mln z 2,38 mln wyborców (49,1 proc.), co przełożyło się łącznie na 64 mandaty. Konserwatywna Nowozelandzka Partia Narodowa uzyskała 26,8 proc. głosów i 35 mandatów. Po 10 mandatów zdobyły libertariańska ACT New Zealand (8 proc. głosów) i Partia Zielonych (7,6 proc.). Swojego przedstawiciela w jednoizbowym parlamencie będzie mieć też Maori Party, reprezentująca rdzennych mieszkańców wysp, Maorysów. Dzięki zdecydowanemu zwycięstwu Partia Pracy będzie mogła rządzić samodzielnie - po raz pierwszy, odkąd w 1996 roku zmieniona została ordynacja wyborcza z większościowej na mieszaną. Premier Ardern nie wykluczyła jednak zaproszenia do rządu Zielonych. Dotychczasowy rząd był koalicją Partii Pracy, Zielonych i nacjonalistycznej New Zealand First, która tym razem nie dostała się do parlamentu. - Żyjemy w coraz bardziej spolaryzowanym świecie. W miejscu, gdzie coraz więcej ludzi traci zdolność dostrzegania innych punktów widzenia. Mam nadzieję, że za sprawą tych wyborów Nowa Zelandia pokazała, że tacy nie jesteśmy - oświadczyła 40-letnia Ardern. Zdaniem ekspertów, ale także politycznych oponentów szefowej rządu, wysokie zwycięstwo Partii Pracy to efekt pandemii koronawirusa. Dzięki zdecydowanym i ostrym działaniom rządowi Ardern dwukrotnie udało się niemal całkowicie przerwać transmisję wirusa. Łącznie na COVID-19 w całym kraju zmarło 25 osób. W sobotę przy urnach Nowozelandczycy głosowali również w referendach na temat legalizacji eutanazji i rekreacyjnej marihuany. Wyniki tych głosowań zostaną ogłoszone 30 października.