- Skręt w prawo, w lewo, hamulec, ręczny - nic nie pomaga. Auto jedzie gdzie chc e. Zero kontroli - mówią Nowozelandczycy. Samochody zaparkowane wieczorem zaczęły zsuwać się po oblodzonych jezdniach uderzając w kolejne i kolejne. Kierowcy dzielnie walczyli. - W końcu, pełznąc pięć na godzinę wjechałem na tę górkę. I co z tego, skoro będąc na szczycie poczułem, że auto jedzie znowu w dół - mówił jeden z nich. Niewiele lepiej mieli piesi. Do ambulatoriów trafiło wiele osób z potłuczeniami i na szczęście niegroźnymi złamaniami i skręceniami nóg i rąk po wywrotkach na oblodzonych chodnikach.