- Straciliśmy ludzi, miasto jest w stanie ruiny, to będzie chwila emocji i bólu - mówił wcześniej burmistrz Christchurch Bob Parker. Premier Nowej Zelandii John Key wezwał wszystkich mieszkańców, by przyłączyli się do milczenia "na znak jedności wobec mieszkańców (regionu) Canterbury, których dotknęła niewyobrażalna dla większości z nas tragedia". Funkcjonariusze policji, władze miasta i zwykli mieszkańcy stali na ulicach w milczeniu. Na krótką chwilę pracę przerwali ratownicy, którzy nadal poszukują w ruinach ocalałych. Od środy nie udało im się znaleźć nikogo żywego. Jak sami przyznają, szanse na to są niewielkie. - Niemożliwe także jest znalezienie ocalałych z trzęsienia w ruinach budynku Canterbury TV - ocenił premier Nowej Zelandii John Key. Zapowiedział śledztwo, które wyjaśni, dlaczego budynek się zawalił, choć spełniał normy budowlane. - W budynku Canterbury TV (CTV) po trzęsieniu ziemi wybuchł pożar. Niemożliwe, żeby ktoś tam przeżył - powiedział Key. W budynku mieściła się szkoła językowa dla zagranicznych studentów. - Musimy udzielić ludziom odpowiedzi na pytanie, dlaczego ten budynek zawiódł, a inne nie - podkreślił Key. Według szacunków policji ostateczna liczba ofiar śmiertelnych może wynieść 240 osób. Ok. dwóch trzecich miasta ma już dostęp do bieżącej wody, a do ok. 85 proc. doprowadzono już prąd. Christchurch powoli wraca do życia - w słabiej dotkniętych dzielnicach miasta zaczynają działać sklepy, kawiarnie, a nawet kino, oraz w ograniczonym zakresie komunikacja miejska i usługi pocztowe. Wstrząsy, które 22 lutego nawiedziły Christchurch - drugie co do wielkości miasto Nowej Zelandii, miały siłę 6,3 w skali Richtera. Spowodowane straty wyniosą około 15 mld dol.