Morgan, który został ambasadorem UNICEF i obrońcą środowiska, opiera się na badaniach wykazujących, że kot zabija średnio co najmniej 13 endemicznych ptaków lub zwierząt rocznie. Na swojej stronie internetowej dowodzi, że "mała puchata kulka jest urodzonym zabójcą". Nowa Zelandia straciła już wiele gatunków latających, a 37 procentom gatunków żyjących zagrażają drapieżniki introdukowane - twierdzi Morgan. Domaga się, by właściciele kotów trzymali je w pomieszczeniach zamkniętych, a po ich śmierci nie brali nowych. Dość kotów. Nowa Zelandia bez nich to raj na Ziemi: "kipiąca zielenią i roślinnością, pełna rodzimych gatunków, z pingwinami na plaży i ptakami kiwi przechadzającymi się po ogrodach, pełna ptasich śpiewów w miastach". Morgan, ekonomista i dobrze znany biznesmen, sugeruje również, by kotów nie wypuszczać na dwór i by lokalne władze wprowadziły ich obowiązkową rejestrację. Ale w Nowej Zelandii miłośników kotów jest bardzo dużo - co najmniej jeden kot jest w co drugim gospodarstwie domowym. To jedna z najwyższych stóp "zakocienia" na świecie - wynika z badań przeprowadzonych w 2011 roku przez Krajową Radę ds. Zwierząt Domowych. Kocia populacja na Nowej Zelandii liczy co najmniej 1,4 mln osobników. Ich posiadaczy argumenty Morgana wcale nie przekonują. Na jego stronie 70 proc. respondentów nie chce, by obecny kot był ich kotem ostatnim. - Odpowiadam Garethowi Morganowi, by dał nam żyć w spokoju - zaznacza dyrektor Towarzystwa Zapobiegania Okrucieństwu wobec Zwierząt (SPCA). Z kolei biolog z instytutu badawczego Landcare, John Innes, podkreśla, że koty polują też na szkodniki takie, jak szczury. - I nikt nie oblicza liczby ptaków, które zabijają szczury w porównaniu z liczbą ptaków mordowanych przez koty. Nie twierdzę, że są one (koty) dobre dla ptaków, ale to jest zupełnie szalone - przekonuje. Przez tysiąclecia rodzime dla Nowej Zelandii ptaki nie miały do czynienia z polującymi na nie naturalnymi drapieżcami i nie musiały uciekać. Ptak kiwi został w końcu nielotem. Dopiero człowiek i wprowadzone przez niego do środowiska drapieżniki, jak koty, psy i gryzonie, spowodowały wyginięcie części endemicznych gatunków i zagroziły kolejnym. Według naukowca Davida Wintera koty rzeczywiście są na Nowej Zelandii problemem - przyczyniły się do wyginięcia kilku nowozelandzkich gatunków. Na swoim blogu "The Atavism" Winter twierdzi, że kampania Morgana wydaje się "rozpoczynać rozmowę" na ten temat. A Morgan na innym ze swoich blogów prowadzi inną kampanię: chce zebrać milion dolarów na wytępienie myszy na Wyspach Antypodów położonych na południe od Nowej Zelandii. W skład Antypodów wchodzi jedna główna wyspa o powierzchni 20 km kwadratowych, wyspa Bollans o powierzchni 2 km kwadratowych oraz liczne niewielkie wysepki. Wyspy, odkryte w 1800 r., są bezludne. Myszy nie dość, że wyjadają ptasie jajka, mordują pisklęta mniejszych gatunków, ale niszczą też roślinność, którą żywią się ptaki. Być może w tej kampanii Morganowi się uda - po około roku jej trwania na koncie jest już 686 400 dolarów. Do każdego wpłaconego dolara Morgan dodaje sam drugiego.