Jednym z wielu, ale prawdopodobnie najwspanialszym, jest muzeum w mieście Hangzhou nad Morzem Wschodniochińskim. Podczas gdy skromniejsze muzea w miastach Czengdu czy Kaifeng stworzyli kolekcjonerzy prywatni, placówkę w Hangzhou ufundowały władze miejskie kosztem prawie 30 mln dolarów.To nie muzeum kuchni chińskiej, czy choćby kuchni prowincji Zhejiang. Całe muzeum opowiada tylko o historii kulinarnej Hangzhou. Ale tradycje gastronomii są w tym mieście bardzo bogate. W XII wieku dwór dynastii Song, uciekając na południe przed najeźdźcami, schronił się w Hangzhou, które zasłynęło z bujnego nocnego życia, tętniących życiem placów targowych i wspaniałego jedzenia. Dziś w muzeum można oglądać rekonstrukcję jednej z najsławniejszych uczt w historii Chin - uczty Man-Han, wydanej na dworze dynastii Qing. Składała się z ponad stu dań kuchni mandżurskiej i Han (chińskiej), a potrawy - serwowane przez trzy dni - były przykładem najwyższych kulinarnych osiągnięć obu ludów. Ponad 40 z legendarnych dań odtworzono w muzeum w Hangzhou, a były wśród nich: łapa niedźwiedzia, gotowana na parze cyweta z gruszkami czy zupa z ptasich gniazd. Dania z uczty Man-Han, ułożone na obracającym się okrągłym stole, przesuwają się przed oczami zwiedzających. Wszystkie wyglądają smakowicie, ale nie są jadalne. Oszałamiający bankiet składa się z naturalnej wielkości plastikowych modeli. Eksponatów w muzeum są setki. To m.in. repliki potraw buddyjskich, produkowanych w Hangzhou 800 lat temu delikatnych słodyczy, a nawet węży, które w średniowieczu były pożywieniem mieszkańców miejskich kanałów. Cała gablota poświęcona jest zongzi (czyt. dzungdzy) - ryżowym przysmakom zawiniętym w liście bambusa, które Chińczycy jedzą w czasie Święta Smoczych Łodzi. Można dowiedzieć się, jak zongzi zmieniały się w ciągu wieków. Każdy muzealny delikates jest prezentowany na naczyniu z epoki i powiązany z klasycznym tekstem. Bohaterem części ekspozycji jest Yuan Mei, poeta i smakosz z czasów dynastii Qing. Prezentowane są różne wydania jego słynnej książki kucharskiej i oczywiście repliki wielu wymyślonych przez niego dań. A gdyby zwiedzający chcieli się dowiedzieć, co mógł zjeść na obiad w XII-wiecznym Hangzhou odwiedzający miasto dyplomata, mogą zobaczyć takie dania jak krab marynowany w winie czy wędzony królik. Za rekonstrukcje odpowiadał Hu Zhongying, emerytowany mistrz kuchni. On i jego zespół spędzili dwa lata na badaniach, sześć kolejnych miesięcy zabrały im prace z technikami. Eksponaty powstawały tak, że każde danie przygotowywano według przepisu, potem je fotografowano, a na podstawie zdjęć tworzono formy, z których odlewano modele. Na końcu modele malowano, oddając wiernie każdy szczegół. Co ciekawe, ze względu na ochronę gatunków zagrożonych muzeum nie użyło prawdziwej łapy niedźwiedzia. Wiele z klasycznych dań prezentowanych w gablotach można zjeść w pobliskiej restauracji. Dochody z niej wspierają muzeum. Szef restauracji skarży się jednak, że młodzież nie ma dość wytrwałości, by uczyć się na zawodowych kucharzy. Menedżer muzeum Wu Xiongxin wyraża nadzieję, że jego praca przyczyni się do podtrzymania tradycji kulinarnych. Muzeum organizuje warsztaty gotowania, uliczne jarmarki żywności i specjalne zajęcia kucharskie dla dzieci. Jak relacjonuje BBC, Chińczycy od kilku lat coraz żywiej interesują się swoją spuścizną kulinarną. Na rynku wydawniczym rośnie sprzedaż książek kucharskich i poświęconych jedzeniu, a w telewizji - oglądalność takich programów. Cofając się do historii Hangzhou, BBC przypomina, że miasto odwiedził Marco Polo i opisał je pod nazwą Kinsai. W "Opisaniu świata" uwiecznił tamtejsze targi, na których zbierało się trzy razy w tygodniu 40-50 tys. ludzi. Opisywał, że można tam kupić wszelkie pożywienie, jakie można sobie wymarzyć - od przeróżnego rodzaju dziczyzny i ptactwa, mięsa wołów, koźląt i baranów, które jedli ludzie zamożni, poprzez rozmaite gatunki ryb, aż do jarzyn i owoców - w tym gruszek "niesłychanej wielkości".