Na początek trochę historii, która w ostatnich latach wcale nie była nudna. Czy na przykład wiemy, co się tak naprawdę stało 4 czerwca 1989 roku? W Polsce, po 45 latach komunizmu, odbyły się częściowo wolne wybory. To powinno wiedzieć dziś każde dziecko. Niedługo potem upadł mur berliński, Armia Czerwona wycofała się z państw Europy Wschodniej, a Francis Fukuyama - jakże błędnie - ogłosił, że wraz ze zwycięstwem liberalnej demokracji "skończyła się historia". Równocześnie na placu Tiananmen w Pekinie, a także w wielu innych miastach Państwa Środka chińskie władze krwawo stłumiły protesty studentów domagających się demokratycznych reform. To utrwaliło autorytarną dyktaturę. Wielokrotnie przy okazji polskiego 4 czerwca przypomina się chińską rocznicę, podkreślając przy tym, że Polska wybrała na dobre demokrację i to w dodatku bez rozlewu krwi. To prawda, ale w rzeczywistości Polska i Chiny wybrały tę samą drogę. Podobnie zresztą jak cały świat. - 1989 rok to początek dwóch dekad otwartości i globalizacji (...) Nie tylko wskutek upadku imperium ZSRR, ale też ze względu na to, że Chiny zaczęły integrować się z globalną gospodarką (...) Niektórzy nazywają to hiperglobalizacją - mówił podczas Europejskiego Kongresu Finansowego w Sopocie Nouriel Roubini, jeden z najbardziej rozpoznawalnych ekonomistów na świecie, uważany za tego, który przewidział globalny kryzys finansowy sprzed 10 lat. Lata pomiędzy 1989 rokiem a wielkim globalnym kryzysem czasami hiperglobalizacji określił po raz pierwszy Dani Rodrik, profesor Uniwersytetu Harvarda. Globalizacja ma trzy silniki - swobodne przepływy kapitału, towarów i usług oraz migracje. Według Daniego Rodrika silniki te nadmiernie przyspieszyły. Tak bardzo, że narodowe państwa nie były w stanie za zmianami nadążać i reagować na ich negatywne skutki. Krajowi politycy przestali mieć wpływ na to, jak globalna gospodarka rozdziela dochody. A jednocześnie posiadacze kapitału przestali się bać, że czerwonoarmiejcy będą kiedyś poić konie w Sekwanie. Państwo dobrobytu, czyli welfare state, zaczęło dogorywać. Jak wyglądała hiperglobalizacja w twardych danych - pokazują wyliczenia Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Od 1989 roku do początku globalnego kryzysu w 2007 roku międzynarodowe przepływy kapitałowe wzrosły z 5 proc. globalnego PKB do 21 proc., wartość międzynarodowego handlu z 39 proc. do 59 proc. PKB, a liczba osób mieszkających poza granicami kraju, w którym się urodzili, o ponad 25 proc. Być może nie jest przypadkiem, że Polska i Chiny należą do krajów, które najbardziej skorzystały na hiperglobalizacji. PKB Polski, liczony według aktualnych cen i aktualnego kursu dolara, wzrósł w latach 1990-2018 niemal osiem razy. To najszybsze tempo w Europie. Z kolei PKB Chin wzrósł w tym samym czasie 34 razy. Najszybciej na świecie. Dodajmy do tego, że dane ONZ pokazują, iż w Chinach mniejszy odsetek ludzi żyje w skrajnym ubóstwie niż w USA. Hiperglobalizacja nieprawdopodobnie szybko wyrównała warunki życia w krajach bogatych i biednych, choć oczywiście nie każdy kraj swoją szansę wykorzystał. A równocześnie spowodowała, że zamożne społeczeństwa Zachodu zaczęły się dezintegrować. Rosły różnice w zamożności, ubożała ostoja liberalnej demokracji klasa średnia, produkcja szukała taniej siły roboczej w Azji (i w Polsce), państwa zrzucały z siebie obowiązki polityki społecznej, a niektóre potężnie się zadłużały. - Widzimy zwycięzców i przegranych - mówi Nouriel Roubini. Wszystkie te procesy pogłębił kryzys, tym bardziej, że rządy wielu krajów musiały ratować upadające jak muchy wielkie banki i nie miały żadnego pola manewru, żeby radzić sobie ze skutkami społecznymi recesji. Pokazał on w dodatku, że wiele inwestycji dokonywanych przez kapitał w ciągu poprzednich lat okazało się nietrafione. Naukowcy obliczyli, że przeciętne realne dochody brytyjskiej rodziny spadły w ciągu pokryzysowej dekady o 10 proc. Kto jest temu winien - pytali przekredytowani i ubożejący ludzie polityków. A ci wskazywali palcem - Unia Europejska, Polacy, których na Wyspy przyjechało w sumie z milion i zabrali wam pracę. Łatwo wówczas ludziom wmówić, że kanał La Manche trzeba zastąpić murem La Manche. W tych okolicznościach narodził się populizm. Ma on różne definicje i różne twarze - mówił Nouriel Roubini. W Wenezueli doprowadził już do gospodarczej katastrofy. W Turcji, we Włoszech - jeszcze nie. Wybór na prezydenta USA Donalda Trumpa spowodował "wojny handlowe" tego kraju z coraz większą liczbą państw. - Ostatnia dekada to opór populistyczny przeciwko globalizacji, migracjom i innowacjom technologicznym, które mają oszczędzać pracę. To równocześnie atak na liberalną demokrację - powiedział profesor Stern School of Business w Nowym Jorku. Efektem "populistycznego oporu" jest protekcjonizm w USA, chęć izolowania się państw takich jak Wielka Brytania, a to z kolei powoduje nieustanną polityczną niepewność. Zaostrzanie konfliktu handlowego miedzy USA a Chinami na początku mają przyniosło pogorszenie nastrojów na całym świecie i obniżenie prognoz wzrostu gospodarczego na ten rok. - Są ryzyka coraz większych korekt i globalnej recesji - powiedział Nouriel Roubini. Nieprzewidywalność posunięć politycznych pogłębia chaos w gospodarce. Na czym polega ten mechanizm? Jeden cios - jak na przykład nałożenie ceł - wymierzony w konkretnego przeciwnika razi mocniej tych, w których wcale nie był wymierzony. Niedawno amerykańscy producenci piwa policzyli, że w ciągu ostatnich trzech lat w browarach USA 40 tys. osób straciło pracę. Powód? Cła na aluminium. Ostatnio prezydent Donald Trump zakazał amerykańskim firmom współpracy z chińskim koncernem elektronicznym i telekomunikacyjnym Huawei. Ale Huawei ma w USA setki dostawców podzespołów. Wszyscy musza szukać nowego kontrahenta, wielu z nich go nie znajdzie. Podsycany przez populizm odwrót od globalizacji powoduje nieodwracalne szkody gospodarcze. Czy jest szansa, żeby ten trend się odwrócił? - Głęboko wierzę w demokrację liberalną. Jest najlepszym gwarantem dobrobytu i pokoju - powiedział Nouriel Roubini. Warunkiem tego, że społeczeństwa odwrócą się od populistów jest jednak uregulowanie strumieni korzyści, jakie daje globalizacja. Nie może być tak, że trafiają one jedynie do wybranych, zwłaszcza teraz, kiedy gospodarka przechodzi do ery cyfrowej, co ułatwia wygrywającym w tym wyścigu osiąganie korzyści. - Póki nie zapewnimy, ze gospodarka cyfrowa będzie dobra dla wszystkich, a nie tylko dla 10 proc., będzie gorzej (...) Musimy się zastanowić nad reformami, które są dobre dla wszystkich - powiedział Nouriel Roubini. Jacek Ramotowski