Po godz. 17 napastnik przebrany za policjanta otworzył ogień do uczestników obozu. Na wyspie przebywało wówczas od 560 do 700 ludzi, głównie nastolatków, w wieku od 14 do 18 lat. Według radia NRK, mężczyzna używał kilku rodzajów broni, m.in. strzelby, pistoletu i broni automatycznej. - Chodźcie tutaj - mówił do nich, a później strzelał. Jak opowiadają świadkowie, zapowiadał, że "to dopiero początek". Uczestnicy obozu, uciekając przed napastnikiem, rzucali się do wody i próbowali dopłynąć do brzegu jeziora. Sprawcę strzelaniny zatrzymano. Wiadomo, że był to wysoki mężczyzna o nordyckiej urodzie. Na wieczornej konferencji prasowej minister sprawiedliwości Norwegii Knut Storberget uściślił, że napastnik jest Norwegiem. Według norweskiej policji zatrzymany jest najpewniej powiązany także z atakiem na budynki rządowe w Oslo. Storberget przekazał też, że w strzelaninie na wyspie Utoya "kilku młodych ludzi zginęło, a kilku jest zaginionych". Według wstępnego bilansu policji na wyspie zginęło "dziewięć lub 10 osób". Premier Norwegii Jens Stoltenberg ostrzegł natomiast, że bilans ofiar śmiertelnych ataku na wyspie może wzrosnąć. Według mediów, które powołują się na świadków, sprawca mógł zastrzelić nawet 20 osób. 26-letni Andre Skeie, który popłynął na wyspę łodzią, by pomóc w ewakuacji, powiedział agencji Reutera: "Na własne oczy widziałem co najmniej 20 ciał unoszących się na wodzie". Wieczorem w piątek norweska policja podała, że na Utoya znaleziono materiały wybuchowe, które nie zostały zdetonowane. Norweskie władze łączą ze sobą strzelaninę na wyspie i wybuch w pobliżu budynków rządowych w Oslo. Według wstępnych danych, łącznie w tych tragicznych wydarzeniach zginęło co najmniej 16 osób - siedem w stolicy, a 9-10 osób na obozie młodzieżówki Partii Pracy premiera.